Kwietniowa premiera „Katii Kabanovej” Leoša Janačka okazała się wydarzeniem, a ponieważ przedstawienie zagrano wówczas zaledwie kilka razy, mogą i powinni obejrzeć je teraz ci, którym wtedy to się nie udało.
[wyimek]Czytaj też: [link=http://www.rp.pl/artykul/9131,464648_Amerykanin__ktory_zburzyl_stary_teatr_.html]Amerykanin, który zburzył stary teatr[/link] [/wyimek]
Ukończona w 1921 r. „Katia Kabanova” jest jedną z dziewięciu oper, jakie napisał Janaček. Kompozytor, za życia ceniony w ojczystych Czechach, w świecie doczekał się uznania pół wieku po śmierci (zmarł w 1928 r.). Od trzech dekad jego utwory nie schodzą z najważniejszych scen świata. W Polsce Janaček jest jednak w ogóle niewystawiany – trudno wyjaśnić dlaczego.
Opera Narodowa postanowiła nadrobić te zaniedbania. W tym celu zatrudniła znakomitego fachowca. Amerykanin David Alden od ponad dwóch dekad należy do europejskiej czołówki reżyserów operowych (w Ameryce reżyseruje zaś jego brat bliźniak, Christopher).
„Katia Kabanova” to spektakl zrealizowany z ogromnym szacunkiem dla kompozytora, co rzadkie w dzisiejszym teatrze. Alden pokazał świat surowy i przejmujący jak tęsknota tytułowej bohaterki za miłością. Znajdzie ją, ale za późno, gdyż żyje u boku męża-pijaka i jest kontrolowana przez despotyczną teściową. Katia, nękana wyrzutami sumienia po zdradzie męża, decyduje się popełnić samobójstwo.