„Na początku był dom" to utwór, który dziś brzmi szczególnie aktualnie. Oglądamy grupę ludzi próbujących znaleźć swoje miejsce w rozpędzonym życiu. Nie chcą rezygnować z ideałów, ale też nie stawiają ich specjalnie wysoko. Potrafią dostosować się do panujących reguł, a jednocześnie uczestniczyć w grze pozorów.
Myra Bolton (świetna rola Doroty Kolak) ma wiele cech autorki. Lubi poświęcać się dla ludzkości, organizuje marsze pacyfistyczne, podpisuje listy w obronie więźniów politycznych. To jej zaangażowanie w słusznej sprawie, które przynosi popularność i uznanie, jest rekompensatą całkowitej bezradności w sprawach osobistych, rodzinnych. Tu ma pozrywane więzi emocjonalne z dorastającym synem Tonym, nie jest w stanie podjąć decyzji w sprawie własnego małżeństwa.
Wiele jest kwestii niedopowiedzianych zarówno w sprawie byłego ukochanego Philipa (Mirosław Baka), jak i wieloletniego wielbiciela i przyjaciela domu Mike'a (Krzysztof Gordon). Myra łatwo ulega czarowi Sandy'ego, młodego asystenta (Piotr Chys), który znajomość z nią traktuje jako trampolinę do własnej kariery. Uwielbia przelotne związki i ma silny kontakt z matką (Małgorzata Brajner).
Kolak pod maską kobiety zdecydowanej i przedsiębiorczej kryje kruchość, a czasem wręcz bezbronność. Ciekawą rolę stworzył też Piotr Domalewski. Jego Tony ma w sobie cechy współczesnego buntownika, nonkonformisty, który wbrew rodzinnym planom po powrocie z wojska nie zamierza iść na studia ani podróżować po świecie. Nie boi się przyszłości, bo jest przekonany, że w swym rozwichrzonym życiu zawsze będzie miał coś stałego – dom, do którego może powracać. I wtedy dowiaduje się, że matka ma inne plany, bez porozumienia z nim kupiła mu niewielkie mieszkanie, a dom wystawiła na sprzedaż.