„Biesy” w Teatrze im. Gombrowicza w Gdyni

Poruszająca inscenizacja „Biesów” w Teatrze im. Gombrowicza w Gdyni - pisze Jan Bończa-Szabłowski.

Aktualizacja: 10.12.2014 10:04 Publikacja: 10.12.2014 09:01

„Biesy” w Teatrze im. Gombrowicza w Gdyni

Foto: materiały prasowe

„Dostojewskiemu, gdyby ożył, nie trzeba by opowiadać współczesnego człowieka – pisał kiedyś prof. Jan Błoński. – On by go zobaczył od razu, w rosyjskim natężeniu, rozpętaniu, wyolbrzymieniu – tak że cokolwiek wymarzymy albo nabroimy, zawsze czujemy się mali wobec jego wyobraźni".

Krzysztof Babicki lubi przeglądać się w wyobraźni Dostojewskiego od lat. Spektakle, które są owocem tego dialogu, zwykle zasługują na uwagę i tak jest tym razem w Gdyni.

Teatralne „Biesy" oparte na adaptacji Camusa to opowieść o fascynacji złem i destrukcją, o świecie pełnym zakłamania. „Biesy" wyreżyserowane przez Babickiego to ponury moralitet o ludziach zagubionych początku XXI wieku. O tych, którzy stają się ofiarami cyników i karierowiczów.

Obserwujemy skomplikowane uczuciowo relacje bohaterów, ludzi odtrąconych, poszukujących po omacku miłości i zrozumienia. Oni przegrywają z tymi, którzy opętani ideą dla zdobycia władzy nie cofną się przed nikczemnością. Dostojewski mawiał bowiem: „era Wierchowieńskich jest nieśmiertelna". Nigdy nie zabraknie tych, którzy „wychodząc od nieograniczonej wolności, dochodzą do nieograniczonego despotyzmu".

W spektaklu odnaleźć można wiele aktorskich perełek. Piotr Wierchowieński w brawurowej interpretacji Macieja Wiznera to kreacja. Człowiek zagadka: rewolucjonista owładnięty kłębowiskiem idei,  zarazem cynik i amoralny karierowicz. Wesz, od której trudno się opędzić, zwłaszcza Stawroginowi. Dla Szymona Sędrowskiego rola Stawrogina to już trzecie spotkanie z Dostojewskim. Tym razem jako rosyjski Don Juan nabrał dystansu do świata. Wobec kobiet jest zimny i to właśnie je prowokuje, przyciąga.

Przejmująca jest Monika Babicka jako nadwrażliwa Maria Lebiadkin, Kasandra, obdarzona nieposkromioną energią. W pamięci pozostaje dawno niewidziany na scenie Jerzy Kiszkis – Trofimowicz. Zagrał go jako jednego z ostatnich starych inteligentów, dla którego nie ma miejsca we współczesnym świecie. Na uwagę zasługuje też Dorota Lulka – Barbara Pietrowna. Kobieta na pozór stanowcza i władcza, ale kryjąca w sobie wiele ciepła i miłości.

Przedstawienie w Gdyni jest wciągającą opowieścią o naszym losie. Znakomicie sprawdza się w nim ascetyczna scenografia Marka Brauna rozpisana na scenę i widownię. Prosty pomysł z wykorzystaniem lustra weneckiego przydaje tej historii pewnej magii, kreuje teatr w czystej formie. Bez zbędnych ozdobników. Skupiony na tym, co ważne, ponadczasowe.

„Dostojewskiemu, gdyby ożył, nie trzeba by opowiadać współczesnego człowieka – pisał kiedyś prof. Jan Błoński. – On by go zobaczył od razu, w rosyjskim natężeniu, rozpętaniu, wyolbrzymieniu – tak że cokolwiek wymarzymy albo nabroimy, zawsze czujemy się mali wobec jego wyobraźni".

Krzysztof Babicki lubi przeglądać się w wyobraźni Dostojewskiego od lat. Spektakle, które są owocem tego dialogu, zwykle zasługują na uwagę i tak jest tym razem w Gdyni.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Teatr
„Ziemia obiecana": co powiedzą Kleczewska, Głuchowski i Klata o dzisiejszej sytuacji?
Teatr
Czy Urząd Świętokrzyskiego planuje przetarg na teatr w Kielcach?
Teatr
Co będzie, gdy wejdą Ruscy i zaczną się rozbiory? Nowa sztuka Szczepana Twardocha
Teatr
Historia mężczyzny bez ręki, którą obcięło ISIS
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Teatr
Nie żyje Ewa Dałkowska. Była artystką ponad podziałami