Podczas dwumiesięcznej imprezy wystąpili m.in. Teatr Okazjonalny, Małgorzata Przybysz, Nowy Dada, Teatr Patrz Mi Na Usta, Janusz Orlik czy Lubelski Teatr Tańca. W finale widzowie obejrzeli „GRAMY 4 U” Iwony Pasińskiej w wykonaniu Movements Factory z Poznania.
Pasińskiej łatwo jest tworzyć spektakle. Po pierwsze dlatego, że przez wiele lat tańczyła w dużym zespole pod okiem wielu uznanych choreografów. Po drugie, jest wykształcona w teorii i analizie tańca. Po trzecie, ma spore doświadczenie w tworzeniu autorskich prac. Wreszcie po czwarte, nie boi się ryzykować. Wszystkie te czynniki powodują, że każda jej produkcja zaskakuje nie tylko metodą pracy, ale i uzyskanymi na scenie efektami.
Opuszczenie instytucjonalnej grupy (w tym przypadku Polskiego Teatru Tańca) jest dla każdego tancerza niebezpieczną podróżą do miejsca, gdzie w pełni odpowiada się za swoje działania. Pasińska podjęła wyzwanie i szuka nowych sposobów pracy.
W „GRAMY 4 U” nacisk został położony na zbudowanie postaci od A do Z. Tu nie liczy się tylko ruch, ale gesty, chód, miny i przeżycia. Dzięki temu widzimy wykonawców, którzy potrafią grać nie tylko ciałem, ale i twarzą. A ich role są naprawdę przekonujące.
Zmiany dokonane kilka miesięcy po premierze (odbyła się ona 17 kwietnia w Poznaniu) wyszły tej choreografii na dobre. Opowieść o męskich charakterach jeszcze bardziej drażni i niepokoi. Postać macho została zastąpiona przez pseudosportowca w klapkach. Ściera się on z gejem, maminsynkiem, rockowcem w dresach i fanem wojska. Dzięki misternie skonstruowanej historii ich sporów (np. kto potrafi lepiej zrobić pompki) zaczynamy zadawać sobie pytanie – czy naprawdę tacy nieudani i niedorośli są polscy mężczyźni?