Gdy Centralna Komisja Wyborcza ogłosiła, że to urzędujący prezydent znów „wygrał" wybory, zdobywając niemal 80 proc. głosów, dziesiątki, a prawdopodobnie setki tysięcy mieszkańców białoruskich miast wyszły na powyborcze protesty. Noc z niedzieli na poniedziałek w białoruskiej stolicy długo będzie się kojarzyć z granatami hukowymi, armatkami wodnymi, kulami gumowymi i z okrwawionymi, rozbitymi pałkami głowami protestujących. Funkcjonariusze OMON-u i wojsk wewnętrznych nie nadążali z blokowaniem ulic, gdyż tłumy protestujących z nawet najbardziej oddalonych stołecznych dzielnic ruszyły w kierunku centrum. – W mieście grzmiało i błyskało jak w sylwestra. Tłum ludzi szedł bez żadnych liderów czy przywódców, w pewnym momencie zapanował chaos. Nikt nie wiedział, gdzie iść i co robić dalej, przecież od niedzieli nie mamy dostępu do internetu, nie wiemy nawet, co się dzieje w innych miastach – relacjonował w poniedziałek „Rzeczpospolitej" jeden z uczestników nocnych protestów w Mińsku. – Na razie odpoczywamy – mówi.
Milicja nie dawała rady
Władze w Mińsku zaskoczyły nie tyle protesty w stolicy, ile w innych miastach kraju: Brześciu, Mohylewie, Homlu, Grodnie, Witebsku, Brześciu, Pińsku, Kobryniu, Baranowiczach. MSW twierdzi, że do „masowych zamieszek" doszło w 33 miastach kraju, zatrzymano ponad 3 tys. osób. Białoruski resort zdrowia nie podawał w poniedziałek liczby rannych, mówiło się, że w samym Mińsku jest to ponad 100 osób. Pojawiały się nawet informacje o ofiarach śmiertelnych, ale MSW Białorusi zaprzecza. – W Mińsku panuje atmosfera jak podczas stanu wojennego, to były największe protesty w historii naszego kraju, ale też największe i najbardziej brutalne represje, jakie pamiętam – mówi „Rzeczpospolitej" Waliancin Stefanowicz z niezależnego mińskiego centrum obrony praw człowieka Wiosna. – Naszą pracę całkiem sparaliżowano, wyłączono nie tylko internet, ale i telefony w biurze – dodaje i wskazuje, że areszty przeciwników reżimu w całym kraju „wciąż trwają".
W wielu miastach milicja nie poradziła sobie z protestującymi. W Brześciu wielotysięczny tłum zepchnął na bok siły MSW, w Kobryniu funkcjonariusze OMON-u opuścili tarcze na ziemię, zgromadzeni w centrum miasta zaczęli skandować „milicja z narodem", w Pińsku milicja również była bezradna wobec wielotysięcznego tłumu. Z kolei w Baranowiczach, gdzie według niezależnych mediów wyszło na ulice nawet 10 tys. osób, funkcjonariusze z tarczami musieli uciekać przed protestującymi. Sytuacja wymknęła się spod kontroli w wielu miastach kraju, a MSW w nocy musiało zwoływać sztab kryzysowy. Od tygodni główna rywalka Łukaszenki Swiatłana Cichanouska namawiała rodaków, by w niedzielę wieczorem gromadzili się pod lokalami wyborczymi i domagali się „uczciwego liczenia głosów".
Łukaszenko nie uciekł
Według wstępnych poniedziałkowych danych Centralnej Komisji Wyborczej Białorusi urzędujący od 1994 roku prezydent „zwycięża" po raz szósty z ponad 80-proc. poparciem. Cichanouska – 9,9 proc. Tymczasem główna rywalka Łukaszenki nie uznaje wyników wyborów i twierdzi, że to ona wygrała z ponad 70-proc. poparciem. Świadczą o tym nie tylko dane sondażu, przeprowadzanego przez portal belarus2020.org, gdzie zarejestrowało się ponad 1,1 mln Białorusinów, ale również oficjalne wyniki rejonowych komisji wyborczych w różnych miastach kraju. Z danych okręgu nr 6 w dzielnicy leninowskiej Brześcia Cichanouska zdobyła 1157 głosów, Łukaszenko – 923, w okręgu nr 35 w tejże dzielnicy rywalka prezydenta otrzymała 1111 głosów, urzędujący przywódca – 608. Niezależny portal Nasza Niwa (zablokowany od niedzieli) publikuje dziesiątki innych protokołów wyborczych z Mińska, Grodna, Wilejki i wielu innych miast, gdzie Cichanouska wygrywa. W poniedziałek przed południem rywalka Łukaszenki oświadczyła, że ma już ponad 250 takich oficjalnych protokołów, gdzie głosy policzono uczciwie. Jak więc mają się do tego liczby ogłoszone przez CKW?
– Władza nas nie słyszy, całkiem oderwała się od narodu, ale powtarzam, że jesteśmy zwolennikami pokojowych zmian. Rządzący powinni się zastanowić, jak w pokojowy sposób przekazać władzę, ponieważ dzisiaj stosują tylko jedną metodę – przemoc wobec pokojowych Białorusinów – mówiła w poniedziałek Cichanouska, cytowana przez tut.by. Już zaskarżyła wyniki wyborów i domaga się powtórnego liczenia głosów. W jej sztabie zapowiedzieli, że są gotowi do „długotrwałego protestu". Uczciwie policzyli głosy białoruscy dyplomaci za granicą, z oficjalnych danych wynika, że Cichanouska zwyciężyła w Nowym Jorku, Monachium, Londynie, Rzymie, Sztokholmie i w Warszawie. – Robiliśmy własny exit poll, stała kilkutysięczna kolejka, dyplomaci postanowili nie denerwować tłumu – relacjonuje „Rzeczpospolitej" Aleś Zarembiuk, szef Fundacji Białoruski Dom w Warszawie.