Prof. Simon zastrzegł, że koronawirus może także zmutować „do takiej postaci mniej agresywnej i stworzy chorobę przeziębieniową”. - Ale to chyba wymaga dziesiątków lat, tak jak pozostałe koronawirusy, które egzystują - stwierdził w TVN24. - Natomiast z tą skalą epidemii, którą mamy, poradzimy sobie sądzę, że do końca roku - ocenił.
Według dolnośląskiego konsultanta ds. chorób zakaźnych oznaczać to będzie „zdecydowanie mniej przypadków” nowych zakażeń. - Uwolnimy służbę zdrowia od nadmiaru tych przypadków, będzie można się zajmować w sposób racjonalny innymi, bo my tu też tracimy tutaj sporo osób, bo nie damy im pomocy - mówił.
- Idzie program szczepień - gorzej, lepiej, ale jednak idzie. Większość społeczeństwa, niezależnie od tych wrzasków populistów i antyszczepionkowców, jednak chce się szczepić, tłumy stoją pod szpitalami (co jest oczywiście błędem). Ale jednocześnie z negatywów mamy pewien pozytyw - masa osób się zakaża - kontynuował członek Rady Medycznej przy premierze.
Prof. Simon podkreślił, że liczba osób zakażonych, także niewykrywanych w badaniach, to „bariera przed szerzeniem się wirusa”. - Im więcej będzie zaszczepionych, im więcej zachoruje i przeżyje to - co oczywiście jest katastrofą, ale to jest fakt - i wiele osób bezobjawowo, to choroba przestanie się szerzyć - powiedział.
- Niemniej jednak pierwsze te opinie, że 60 proc. wystarczy (do osiągnięcia odporności stadnej - red.), są nieprawdziwe. Jest przykład Manaus - wskazał wrocławski zakaźnik. W tym brazylijskim mieście - jak wynikało z publikacji, która ukazała się na łamach „Science” jesienią 2020 roku - w czasie uderzenia pierwszej fali koronawirusa kontakt z nim mogło mieć nawet 76 proc. mieszkańców. Mimo to pod koniec stycznia miasto zostało dotknięte kolejną falą epidemii.