Superprodukcja „Elżbieta: Złoty Wiek” to kontynuacja nagrodzonego Oscarem hitu sprzed kilku lat. Tym razem angielska królowa staje do walki z hiszpańskim monarchą Filipem II. Autentyczną wojnę, do której doszło pod koniec XVI wieku, twórcy filmu przedstawili jako bajkowe starcie dobra ze złem.
Jasną stronę mocy reprezentuje Elżbieta – pokazana jako niezależna, wyzwolona, odważna kobieta wojownik. Rola czarnego charakteru przypadła Filipowi, demonicznemu, fanatycznemu tyranowi niewypuszczającemu z rąk różańca. Jego Hiszpania jest imperium zła, którego znakiem rozpoznawczym jest święta inkwizycja.
Dzielna Elżbieta musi bronić swojego kraju przed zakusami złowieszczego Watykanu (widz nie ma wątpliwości, że to on pociąga za hiszpańskie sznurki), który chce utopić Anglię w morzu krwi, nawracając ją na katolicyzm. Całość zaprezentowano w stylistyce przypominającej raczej filmy z gatunku fantastyki niż realia nowożytnej Europy.
– To okropny film. Widziałem wiele produkcji, w których obrażano katolicyzm, ale ta przeszła wszelkie granice – mówi „Rz” związany z Watykanem historyk prof. Franco Cardini. „Elżbieta: Złoty Wiek” to jego zdaniem „antykościelna propaganda w wyjątkowo złym guście”.
W apelu opublikowanym na łamach organu włoskiego episkopatu „Avvenire” profesor Cardini pisze, że film wpisuje się w kampanię „dechrystianizacji i sekularyzacji Europy”. „Taka perwersyjna antykatolicka propaganda jest niebezpieczna w czasie, gdy staramy się odbudować naszą zachodnią tożsamość w obliczu islamskiego zagrożenia” – przekonuje.Zwraca uwagę na kulminacyjną scenę, w której wygenerowane komputerowo galeony Wielkiej Armady przegrywają bitwę z angielską flotą. – Pokazano to jako wspaniałe zwycięstwo wolności nad katolicką ciemnotą i tyranią – powiedział.