Rz: Jak ocenia pan wystąpienie prezydenta? Marketing czy szczera troska o przyszłość Francji?
Bruno Cautres: Konferencja prasowa Sarkozy’ego wpisuje się w długą tradycję. Każdy nowo wybrany prezydent rozpoczyna rok od prezentacji planu reform politycznych. Zrobili to Mitterrand, Chirac i Giscard d’Estaing. Oczywiście jest w tym coś z marketingu politycznego. Krytyka rządów Sarkozy’ego w mediach wciąż narasta. Jego życie prywatne nie schodzi z czołówek gazet. A jego popularność maleje. Popiera go już mniej niż połowa Francuzów. Chce więc udowodnić, że nie składa pustych obietnic. Że pragnie prowadzić politykę, która będzie służyć ludziom.
Większość reform chce przeprowadzić do końca roku. To realne?
Plany są ambitne, a środki ograniczone. Prezydent chce ratować przedmieścia, wzmocnić siłę nabywczą, zmniejszyć bezrobocie i zreformować uniwersytety. Jest mało prawdopodobne, że mu się to uda. Francuzi dobrze o tym wiedzą. Plany ratowania przedmieść istniały już w przeszłości i nic z tego nie wyszło. Można obiecywać wzrost siły nabywczej, jednak trzeba mieć świadomość, że francuska gospodarka zależy w dużej mierze od czynników zewnętrznych. Ceny ropy rosną, rynki finansowe kuleją. Na to rząd nie ma żadnego wpływu. Nie zmusi też prywatnych przedsiębiorstw do zatrudniania pracowników. Pytanie brzmi więc nie, „co” zostanie zrobione, ale „jak”. To się dopiero okaże.
Prezydent żąda od Francuzów osobistego wkładu w kształtowanie przyszłości kraju...