Węgierskie władze w obawie przed gniewem wyborców wstrzymały wartą 750 milionów euro budowę kompleksu rządowych gmachów w centrum Budapesztu. Za dwa lata miał on powstać w pobliżu mostu Małgorzaty i gmachu Zgromadzenia Narodowego. Węgrzy nazwali planowany olbrzymi kompleks szmaragdowym miastem ze względu na kolor fasad i zastosowanie ekologicznych technologii.
Rządowe gmachy miały być zasilane bateriami słonecznymi i energią geotermalną. Projekt wzbudzał entuzjazm części mieszkańców Budapesztu. Inni, pukając się w czoło, mówili o gigantomanii socjalistów i przypominali projekty rumuńskiego dyktatora Nicolae Ceausescu.
Nie przemawiały do nich argumenty premiera Ferenca Gyurcsanya, który w sierpniu przekonywał, że budowa przyniesie wielkie oszczędności. – Wszystkie ministerstwa i urzędy centralne gnieżdżą się w starych pałacach pamiętających czasy monarchii austro-węgierskiej. Te budynki wymagają remontu, więc koszty ich utrzymania są ogromne. Wynajmijmy je prywatnym inwestorom, a koszt rządowego miasteczka zwróci się za 25 lat – tłumaczył.
Aby uniknąć kosztownego skupywania prywatnych terenów w Budapeszcie, kompleks miał powstać na gruntach należących do Węgierskich Kolei Państwowych. Kilkupiętrowe obiekty miały zająć obszar torowisk dworca Nyugati (tory planowano przenieść pod ziemię). Od zabytkowej hali dworca, którą zaprojektował w XIX stuleciu Gustave Eiffel, budynki rządowe miał oddzielać pas zieleni.
Przetarg urządzono z wielką pompą. Wpłynęło aż 17 projektów. Zwycięzców – japońsko-węgierską spółkę – wybrała komisja pod kierunkiem Daniela Libeskinda (twórcy projektu zagospodarowania Ground Zero w Nowym Jorku oraz słynnego apartamentowca w Warszawie), głównego architekta Barcelony Josepa Acebillo Marino oraz twórcy dzielnicy rządowej w Berlinie Hansa Stimmana.