Holandia boi się muzułmanów

Czy Holandii grożą protesty podobne do tych, jakie spowodowało opublikowanie karykatur Mahometa

Aktualizacja: 26.01.2008 20:12 Publikacja: 25.01.2008 21:28

Holandia boi się muzułmanów

Foto: AFP

Nie wiadomo, czy film ukazujący rzekomy faszystowski charakter Koranu, w ogóle powstał. Jednak inicjatywa prawicowego holenderskiego polityka Gee rta Wildersa już spowodowała wielkie poruszenie. Holendrzy za granicą boją się ataków terrorystów, a organizacje muzułmańskie nawołują imigrantów do spokoju. Czy ich apel wszystkich przekona?

W jednym z wielu miejsc w Rotterdamie, z którego imigranci dzwonią do rodzin na całym świecie, rozmawiam z Marokańczykiem. – Tego filmu trzeba zakazać. Nie można krytykować Koranu – mówi buńczucznie. Czy dojdzie do zamieszek? – Zależy, co pokaże Wilders. Jeśli będzie to obraźliwe dla Koranu, to jestem gotów oddać życie. Tego żąda religia – mówi i zdecydowanie ucina rozmowę.

Większość Holendrów, z którymi rozmawiam, ma nadzieję, że inicjatywa prawicowego polityka nie doprowadzi do powtórzenia wydarzeń sprzed trzech lat. Reżyser Theo Van Gogh nakręcił wtedy film o tym, jak Koran uczy prześladować kobiety. Zilustrował go zdjęciami nagiej kobiety pokrytej wersami ze świętej księgi muzułmanów. Marokański chłopak zabił go na ulicy w Amsterdamie.

Do zabójstwa tym razem raczej nie dojdzie, bo Wilders jest od lat dobrze chroniony. Ale rząd boi się duńskiego scenariusza: masowych demonstracji i ataków na holenderskie placówki i holenderskich obywateli za granicą. Na wzór protestów po publikacji karykatur Mahometa w duńskim dzienniku.

Geert Wilders jest chyba najbardziej znanym Holendrem w krajach arabskich. Dziennik „De Volkskrant” cytuje mieszkającą w Egipcie Holenderkę, która mówi: „Wielu Holendrów ma skrajne wyobrażenia o muzułmanach. Tu muzułmanie myślą podobnie o Holendrach. I współczują swoim współwyznawcom mieszkającym w kraju pełnym tak nietolerancyjnych osób jak Geert Wilders”.

– Obie strony dojrzały w ostatnich latach. Muzułmanie są lepiej zorganizowani – mówi Willem Blom, właściciel małej firmy informatycznej. Liczy, że do zamieszek nie dojdzie. Jednak i on przyznaje: „Wszystko może się zdarzyć, wystarczy jeden pełen nienawiści człowiek”.

Willem przekonuje mnie, że w Rotterdamie nie znajdę wielu zwolenników Geerta Wildersa. Na niego głosują głównie ludzie z prowincji, gdzie zresztą prawie nie ma imigrantów. – W Rotterdamie ludzie są bardziej otwarci, przyzwyczajeni do wielu kultur – mówi.

Jednak to stąd pochodził prawicowy polityk Pim Fortyun. Stąd wyruszył na polityczne podboje z dużymi szansami na urząd premiera w 2003 roku. Zginął z rąk oszalałego z nienawiści lewicowego zamachowca.

– Fortuyn nie był rasistą. W Rotterdamie głosowało na niego mnóstwo ludzi pochodzenia imigranckiego – mówi Willem. Przypomina wypowiedzi tego polityka niekryjącego homoseksualizmu. „Nie jestem rasistą. Kocham marokańskich chłopców. Jak zostanę premierem, pojadę do Białego Domu z moim marokańskim kochankiem”. Ale to Fortuyn pierwszy podjął problem wielokulturowego społeczeństwa. Takiego Fortuyna szanowali nawet ci Holendrzy, którzy nigdy na niego nie głosowali.

Moi rozmówcy w sklepikach Rotterdamu niechętnie komentują inicjatywę Wildersa. Jak gdyby nie chcieli się dzielić spostrzeżeniami z dziennikarzem zagranicznej prasy. Bardziej rozmowny okazuje się Surinamczyk. Jest hinduistą, ale równie krytycznym wobec pomysłu obrażania islamu jak muzułmanie.

– Są różne religie, ale wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Boga. Choć Wilders chyba nie – dodaje ze śmiechem. Bo zdaniem mojego rozmówcy nie obrażałby wyznawców innych religii.

Holandia przez lata szczyciła się wielokulturowym modelem społeczeństwa. Na początku XXI wieku ludzie zdali sobie jednak sprawę, że za tą fasadą kryją się poważne problemy.

– To nie jest kwestia rasizmu, ale biedy – mówi Erinc Cimen, który przyjechał do Holandii w wieku 12 lat z Turcji w 1990 roku, z rodzicami i siostrą. Twierdzi, że się zintegrował bez problemu. Skończył studia, pracuje w biznesie, jego siostra jest na uniwersytecie.

– Nigdy nie czułem się odrzucony, bo moi rodzice byli wykształceni i od początku dbali o moją edukację – mówi. Ale przyznaje, że matka i ojciec wrócili do Turcji. Nie czuli się dobrze w Holandii. Przeszkadzał im brak szans na integrację dla ludzi, którzy nie skończyli miejscowych szkół i nie mówią płynnie po holendersku. – Nie po to przyjechali do Holandii, by mieszkać koło tureckich sąsiadów i chodzić do tureckich sklepów – mówi Erinc.

Do ubiegłego roku Ministerstwo ds. Integracji podlegało Ministerstwu Sprawiedliwości. – To mówi wiele o mentalności wielokulturowego społeczeństwa – zauważa Erinc z przekąsem. Teraz jest podporządkowane Ministerstwu Edukacji. Zapadła też decyzja, że osoby pragnące osiedlić się w Holandii muszą nauczyć się miejscowego języka.

To prawda, Holandia nie poradziła sobie z integracją imigrantów. Ale czy jest chociaż jeden kraj na świecie, który poradziłby sobie z napływem imigrantów z kręgu tylu różnych kultur i religii w tak krótkim czasie? Gdy chodziłem do szkoły w Rotterdamie w latach 70., wszyscy uczniowie byli biali. Teraz prawie wszyscy pochodzą z mniejszości narodowych. 60 proc. młodych ludzi w Rotterdamie jest z rodzin imigranckich. Wilders nie ma jednak recepty na ich integrację. Obraża on ogromną grupę społeczną. Co gorsza, w większości są to ludzie z ubogich warstw społeczeństwa. Jeden Wilders nie jest jeszcze wielkim problemem. Ale jeśli pojawi się więcej takich polityków, to zacznę się bać.

Strona ugrupowania Geerta Wildersa

Nie wiadomo, czy film ukazujący rzekomy faszystowski charakter Koranu, w ogóle powstał. Jednak inicjatywa prawicowego holenderskiego polityka Gee rta Wildersa już spowodowała wielkie poruszenie. Holendrzy za granicą boją się ataków terrorystów, a organizacje muzułmańskie nawołują imigrantów do spokoju. Czy ich apel wszystkich przekona?

W jednym z wielu miejsc w Rotterdamie, z którego imigranci dzwonią do rodzin na całym świecie, rozmawiam z Marokańczykiem. – Tego filmu trzeba zakazać. Nie można krytykować Koranu – mówi buńczucznie. Czy dojdzie do zamieszek? – Zależy, co pokaże Wilders. Jeśli będzie to obraźliwe dla Koranu, to jestem gotów oddać życie. Tego żąda religia – mówi i zdecydowanie ucina rozmowę.

Pozostało 87% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019