– Moja mama wyszła za mąż podczas okupacji. Po wojnie rodzinne wsie jej i ojca przedzieliła – jak wtedy mówiła „przeklęta” – granica. Teraz sytuacja powtarza się w zjednoczonej Europie. Budujemy bariery – mówi „Rz” działacz społeczności prawosławnej i białoruskiej na Podlasiu, poseł SLD Eugeniusz Czykwin. Apeluje do rządu o jak najszybsze podpisanie umowy o małym ruchu granicznym z Białorusią.
Od grudnia, czyli od wejścia Polski do strefy Schengen, Białorusini przy każdym przekroczeniu granicy muszą zapłacić za wizę 60 euro (Polacy wybierający się na Białoruś płacą 25 dolarów). Suma okazała się zaporowa dla wielu osób, które utrzymywały się z drobnego handlu przygranicznego. Ruch zmniejszył się o połowę.
– Wcześniej niemal bez przerwy przyjeżdżały do nas na zakupy autokary z Białorusinami. Teraz biznes zamiera – mówi kierownik jednego z białostockich hipermarketów.
Za wizy płacą też obywatele Ukrainy (35 euro), ale wkrótce zacznie obowiązywać umowa o małym ruchu granicznym. Wtedy z opłaty wizowej będą zwolnieni mieszkańcy sięgającej 50 km strefy przygranicznej. Białorusini z okolic Grodna i Brześcia oraz mieszkańcy Podlasia liczą, że podobna umowa będzie zawarta jeszcze w tym roku z Białorusią. Na to się jednak nie zanosi.
– Od jednego z wiceministrów usłyszałem, że negocjacje i ewentualne podpisanie umowy zależy od przestrzegania tam praw człowieka, zmiany polityki dyskryminującej opozycjonistów i Polaków – mówi Czykwin. Jego zdaniem takie podejście rządu jest krzywdzące dla mieszkańców strefy przygranicznej. – To problem mniejszości narodowych, podtrzymywania więzi rodzinnych.