– Nie możemy tolerować faktu, że dziennikarze są szpiegowani przez służby specjalne – twierdzi Hendrick Zörner ze Związku Niemieckich Dziennikarzy (DJV). Zwłaszcza że dwa lata temu wywiad zagraniczny BND obiecał solennie, iż kończy z nielegalną praktyką szpiegowania dziennikarzy.

Mimo to poczta elektroniczna Susanne Koellbl ze „Spiegla” była kontrolowana przez wywiad, który starał się zdobyć interesujące informacje o kontaktach dziennikarki w Afganistanie. Sześciu ministrów afgańskiego rządu mieszkało w przeszłości w Niemczech i dziś są cennym źródłem informacji dla niemieckich mediów.

Kilka dni temu dziennikarka „Spiegla” otrzymała list z przeprosinami od BND za nielegalne działania. – To nie kończy sprawy – twierdzą jednak przedstawiciele związku dziennikarzy. W ciągu ostatnich dwóch lat listy z przeprosinami dostało od BND też kilku innych dziennikarzy. Wywiad zaczął je wysyłać, gdy wyszło na jaw, że w przeszłości nie miał skrupułów w szpiegowaniu przedstawicieli mediów. BND zbierał informacje o charakterze osobistym, podsłuchiwał rozmowy telefoniczne i w co najmniej jednym przypadku miał umieścić urządzenie podsłuchowe w mieszkaniu jednego z reporterów tygodnika „Focus”.

Co więcej, do współpracy zwerbował wielu dziennikarzy, którzy donosili na swych kolegów. Podobną metodę zastosowano wobec reportera „Berliner Zeitung”. – Nie porównujemy przypadków inwigilacji BND z metodami Stasi, ale domagamy się wyjaśnień – twierdzi Zörner.Związek Dziennikarzy ma też zastrzeżenia co do lustracji w „Berliner Zeitung”, gazecie, która do zjednoczenia Niemiec podlegała władzom komunistycznym.

Niedawno wyszło na jaw, że dwóch dziennikarzy „Berliner Zeitung” było współpracownikami Stasi. Kierownictwo gazety chce wewnętrznej lustracji i apeluje do dziennikarzy, by przekazali swe akta uzyskane z Urzędu ds. Akt Stasi. – Proponujemy powołanie specjalnej komisji etyki, która zajęłaby się konkretnymi przypadkami – tłumaczy Thomas Rogalla, szef związków zawodowych.