Zdaniem autorów programu „Panorama BBC” wojskowi w błękitnych hełmach przekazywali broń groźnym bojówkom, w zamian otrzymywali złoto, kość słoniową i narkotyki. W skandal zamieszani są przede wszystkim żołnierze z Pakistanu i Indii. Zdaniem BBC sprawę próbowano zatuszować, aby nie narażać na szwank reputacji krajów, które wysyłają najwięcej ludzi na misje pokojowe.

ONZ sama wpadła na trop afery w 2007 roku. Śledztwo zostało jednak wtedy umorzone „z braku dowodów”. Jednak dziennikarze BBC bez trudu dotarli do świadków, którzy widzieli, jak żołnierze przekazują broń bojówkom. Chodzi o ugrupowanie FNI (Front Narodowej Integracji) próbujące przejąć kontrolę nad terenami w północnej części kraju oraz o rebeliantów, którzy dokonywali rzezi w sąsiedniej Rwandzie w 1994 roku, a teraz ukrywają się w Kongu.– W ciągu trzech dni zdobyłem dowody, których według ONZ nie dało się znaleźć – stwierdził Martin Plaut z BBC. Dziennikarz nagrał m.in. zeznania siedzących w więzieniu byłych przywódców FNI, którzy przyznali, że otrzymywali uzbrojenie od żołnierzy ONZ.– Dawali nam broń, tłumacząc, że to podniesie bezpieczeństwo kraju. W zamian mieliśmy pomóc żołnierzom w utrzymaniu porządku na kontrolowanym przez nich terenie – mówi generał Mateso Ninga, znany jako „Kung Fu”. Skandal jest tym większy, że w 2006 roku oddział NFI zabił nepalskiego żołnierza sił pokojowych.

– Nie bagatelizujemy takich spraw. Proszę pamiętać, że nasi żołnierze ginęli, walcząc z rebeliantami – powiedział BBC przedstawiciel sekretarza generalnego ONZ w Kongu Alan Doss. Ostrzegł jednak, aby nie wierzyć w zeznania rebeliantów, bo prowadzą oni „własną grę”.

To nie pierwszy skandal w Kongu z udziałem sił pokojowych. W 2005 roku ONZ przyznała, że wykryto ponad 150 przypadków wykorzystywania seksualnego miejscowych kobiet przez żołnierzy i cywilnych pracowników ONZ. Zdarzały się też przypadki pedofilii.Misja ONZ w Kongu trwa od 1999 roku i jest największą operacją wojskową ONZ. Uczestniczy w niej 17 tys. żołnierzy. Siły pokojowe mają zapewnić stabilność państwu, w którym rebelianci mogą liczyć na pomoc sąsiedniej Rwandy i Ugandy. W 2006 roku w Kongu przez sześć miesięcy służyło m.in. 130 Polaków.