Tokio gości chińskiego przywódcę pierwszy raz od 10 lat. Wizytę, którą w 1998 r. złożył tu poprzednik Hu-Jiang Zemin, zdominowały pretensje o okupację Chin przez Japończyków w latach 30. i 40. ubiegłego wieku. Teraz ma być inaczej.

– Wierzę, że dzięki tej wizycie uda się nam wzmocnić wzajemne zaufanie i otworzyć nowy rozdział obopólnie korzystnych stosunków Chin i Japonii – oznajmił na wstępie Hu.

W związku ze zbliżającą się olimpiadą Pekin potrzebuje przyjaciół i sukcesów. Hu, który będzie gościł w Japonii aż do soboty, ma w programie nie tylko aż trzy spotkania z cesarzem Akihito, ale też gesty, obliczone na pozyskanie sympatii Japończyków. Zagra w ping- ponga, podyskutuje ze studentami, pewnie ogłosi, że podaruje Japończykom następcę Ling Linga, sędziwego misia pandy z tokijskiego zoo, który właśnie zakończył żywot.

Premier Yasuo Fukuda ma mu się zrewanżować obietnicą, że 8 sierpnia weźmie udział w ceremonii otwarcia igrzysk w Pekinie. Wczoraj jednak japońskie służby porządkowe musiały się nieźle nagimnastykować, by gość nie natknął się na jedną z manifestacji zorganizowanych przez obrońców Tybetu, ujgurską mniejszość, czy japońskich ultranacjonalistów. Przez centrum Tokio przemaszerowało ponad 4000 osób z plakatami, na których wypisano: „Nie zabijajcie naszych przyjaciół”. „Hu Jintao, uszanuj ducha olimpijskiego”.

Z kolei nacjonaliści wieczorem próbowali zakłócić oficjalną kolację, wydaną przez premiera Fukudę na cześć chińskiego gościa w restauracji znajdującej się w tokijskim parku Hibiya. Skandowali: „Zatrzymać zbrodniarza Hu“, „Hu, wynocha“. Przywódca Chin prawdopodobnie tego nie słyszał. Policja trzymała bowiem protestujących w bezpiecznej odległości od ucztujących polityków. O czym rozmawiali Hu i Fukuda, nie wiadomo. Oprócz trudnej przeszłości Chiny i Japonię dzielą też całkiem świeże konflikty, jak spór o eksploatację złóż gazu pod dnem Morza Wschodniochińskiego czy o jakość chińskiej żywności po odkryciu, że sprowadzone z Chin pierożki ravioli były naszpikowane pestycydami.