- BdV nie da się pozbawić prawa do decydowania, kto i w jakich gremiach ma go reprezentować. Z ramienia związku zasiadam już w radzie ZDF (drugi program telewizji publicznej – red.) – uzasadniała Erika Steinbach w sobotnim wywiadzie dla "Kölnische Rundschau" swoje aspiracje do zasiadania w gremium kierowniczym "Widocznego znaku".
Rzecznik BdV potwierdził wczoraj w rozmowie z "Rz", że związek podjął już decyzję o desygnowaniu swej przewodniczącej do władz przyszłej placówki. – Jest to nasza decyzja. Nikt w Niemczech ani za granicą nie ma na nią wpływu – tłumaczyła Steinbach w wywiadzie.
"Widoczny znak" to mające powstać w Berlinie muzeum poświęcone historii przymusowych wysiedleń Niemców po II wojnie światowej z Polski i innych krajów Europy. Decyzja już zapadła. Trwają jednak dyskusje o kształcie placówki. Przeciwna osobistemu udziałowi Steinbach w tym przedsięwzięciu jest SPD. Jej szef Kurt Beck zapewniał w piątek w Warszawie, że przewodnicząca BdV nie będzie odgrywała znaczącej roli w tym projekcie.
Innego zdania są partie chadeckie. – Powstanie tego miejsca pamięci to zasługa Eriki Steinbach. Jest oczywiste, że zostanie włączona w dalszy proces tworzenia widocznego znaku – oświadczył w sobotę na zjeździe ziomkostwa Niemców sudeckich szef CSU Günter Beckstein.
Jak zapewnia Karl Georg Wellmann, rzecznik CDU ds. kontaktów z Polską, nie jest mu znane oficjalne stanowisko jego partii w tej sprawie. Z nieoficjalnych informacji uzyskanych przez "Rz" wynika jednak, że władze CDU z sympatią odnoszą się do planów Eriki Steinbach. Obie partie chadeckie traktują szefową BdV jako matkę chrzestną całego przedsięwzięcia, które jest rozwinięciem jej pomysłu Centrum przeciwko Wypędzeniom.