Gdyby nie ukraińska pomarańczowa rewolucja sprzed trzech i pół roku, 130- tysięczny Siewierodonieck na wschodzie Ukrainy pozostałby mało znanym, prowincjonalnym miastem. Rozgłos zawdzięcza pałacowi sportów zimowych, który upodobały sobie prorosyjskie partie i przedstawiciele władz dwóch obwodów: donieckiego i ługańskiego.
Kiedy jesienią 2004 roku na placu Niepodległości w Kijowie zwolennicy Wiktora Ju- szczenki walczyli o prozachodni kurs Ukrainy, jego przeciwnicy, na czele z ekspremierem Wiktorem Janukowyczem, zebrali się w Siewierodoniecku, by potępić pomarańczową rewolucję. – Mieli do wyboru halę sportową w Doniecku i cyrk w Ługańsku. Nie musieli przyjeżdżać akurat tu – mówi emerytowany inżynier Walery Starostenko.
Jest jednym z tych, którzy popierają Janukowycza. Ma mu jednak za złe, że zrobił z jego miasta twierdzę separatystów. – To nie nasza wina, że mamy taki pałac. Nie chcemy podziałów – mówi.
Lodowy pałac w Siewierodoniecku okres świetności dawno ma już za sobą. Nie był remontowany od lat. Ściany wciąż zdobią symbole epoki radzieckiej. Został wybrany chyba tylko ze względu na imponujące rozmiary: może śmiało pomieścić 5 tysięcy osób.
Po zjeździe Siewierodonieck został okrzyknięty miastem separatystów, a przebieg spotkania prorosyjskich polityków, którzy grozili secesją wschodnich obwodów Ukrainy i ostrzegali przed Zachodem, do dziś bada kijowska prokuratura. Dlatego, gdy przed kwietniowym szczytem NATO w Bukareszcie Janukowycz zaproponował kolejne spotkanie, mer Siewierodoniecka Wołodymyr Hrycyszyn powiedział: – Byle nie u mnie! – Baliśmy się prowokacji, którymi groziła demokratyczna młodzieżówka Pora. Jednocześnie były wskazówki z góry, żeby zjazd zorganizować – opowiada dyrektor pałacu Wołodymyr Tarasenko.