Bruksela przestała już grozić Dublinowi

Irlandia uniknęła izolacji. Przynajmniej do października jej elitom politycznym wolno się zastanawiać, co dalej z odrzuconym przez nią traktatem lizbońskim

Publikacja: 20.06.2008 04:21

Bruksela przestała już grozić Dublinowi

Foto: Reuters

Tydzień po klęsce referendum w Irlandii unijni politycy znów wydają się opanowani. Na rozpoczętym wczoraj szczycie w Brukseli nie słychać już było gróźb pod adresem tego kraju, zapowiedzi jego izolowania czy budowy Europy dwóch prędkości. Jeszcze przed wylotem do Brukseli pomysł różnicowania członków UE zdecydowanie odrzuciła kanclerz Niemiec. – Dyskusja o Europie dwóch prędkości czy Europie twardego rdzenia do niczego nie prowadzi, a nawet jest nieostrożna – powiedziała Angela Merkel. W podobnym duchu wypowiadał się polski premier. – Trzeba wykluczyć Europę dwóch prędkości. Wyjedziemy ze szczytu z ustaleniem, że trzeba szanować partnerów niezależnie od ich wielkości – powiedział. Zdaniem Donalda Tuska nikogo nie należy ponaglać, bo „Europa może jeszcze przez wiele, wiele miesięcy funkcjonować z traktatem nicejskim”. – Polski nie znajdzie się wśród krajów, które będą popędzać Irlandię – mówił.

Jeszcze w ostatni poniedziałek na spotkaniu ministrów spraw zagranicznych UE w Luksemburgu słychać było apele pod adresem Irlandii o jak najszybsze – nawet już na obecnym szczycie – przedstawienie propozycji wyjścia z kryzysu. Wczoraj atmosfera się zmieniła, politycy uznali, że szantażowanie premiera Irlandii nic nie da.

– Uzgodniliśmy, że następne spotkanie Rady Europejskiej (szczyt UE – red.) w październiku będzie dobrą okazją do dalszej dyskusji na ten temat – oznajmił przewodniczący Komisji Europejskiej po spotkaniu z irlandzkim premierem. Szef dyplomacji Irlandii Michael Martin wątpił jednak, czy w tak krótkim czasie Irlandia będzie w stanie przygotować konkretne propozycje. Zdaniem Jose Manuela Barroso wynik referendum w Irlandii trzeba uszanować. Ale trzeba też uszanować prawo innych krajów do ratyfikowania traktatu.

Wieczorem w Brukseli unijni przywódcy mieli się zobowiązać do dokończenia procedur w swoich krajach. Dzień przed szczytem zrobiła to Wielka Brytania, co wywołało westchnienie ulgi francuskiego prezydenta, który od 1 lipca przez pół roku będzie przewodził Unii Europejskiej.

Nicolas Sarkozy zapowiedział wczoraj, że w lipcu pojedzie do Dublina i uznał, że proces rozszerzenia Unii jest wstrzymany do chwili rozwiązania kryzysu. Wcześniej spotkał się w Paryżu z premierem Wielkiej Brytanii Gordonem Brownem i dziękował mu za „odwagę polityczną”. Brown przez wiele miesięcy opierał się presji zorganizowania referendum. Unijni politycy pamiętają, jak po porażce referendów konstytucyjnych we Francji i Holandii to Jack Straw, ówczesny szef brytyjskiej dyplomacji, wbił pierwszy gwóźdź do trumny, oznajmiając, że unijna konstytucja jest martwa. Tym razem nikt jeszcze tak ryzykownego komunikatu nie wygłosił.Po pozytywnej decyzji brytyjskiej Izby Lordów ratyfikacji musi dokonać jeszcze siedem państw, nie licząc Irlandii. W niektórych to tylko formalność, w innych – jak w Czechach czy być może w Polsce – ratyfikacja może być problemem politycznym.

Najwięcej obaw budzą Czechy, gdzie przyjęcie traktatu lizbońskiego w Senacie, w atmosferze sprzeciwu prezydenta Vaclava Klausa, wcale nie jest pewne. Premier Mirek Topolanek boi się nacisków unijnych partnerów i nie przybył nawet na przedszczytowe spotkanie Europejskiej Partii Ludowej – rodziny partii chadeckich.

Pierwotnie zakładano, że ratyfikacja traktatu lizbońskiego, który ma usprawnić funkcjonowanie UE, zakończy się w 2008 roku, tak aby wybory do Parlamentu Europejskiego w czerwcu 2009 roku odbyły się już pod rządami nowego unijnego prawa. Według traktatu zmienia się bowiem liczba eurodeputowanych i zwiększają ich kompetencje. Traktat powołuje też stałego przewodniczącego UE, zwanego potocznie prezydentem, i ogranicza – od 2014 roku – liczbę unijnych komisarzy. Główną nowością jest zmiana systemu głosowania na faworyzujący największe kraje, jak Niemcy, kosztem m.in. Polski i Hiszpanii.

Ratyfikowanie traktatu i rosnące ceny to główne tematy do omówienia – mówi „Rz” Jacek Saryusz-Wolski, eurodeputowany PO

RZ: Czy kwestia odrzucenia przez Irlandię traktatu lizbońskiego zdominuje ten szczyt?

Jacek Saryusz-Wolski: Nic na to nie wskazuje. Jeszcze przed rozpoczęciem szczytu odbyło się spotkanie przygotowawcze kilkunastu przywódców państw Unii i dominował pogląd, że trzeba Irlandii dać czas na znalezienie rozwiązania. Mówi się przede wszystkim o dołączeniu jakichś deklaracji do traktatu, ale bez zmieniania jego esencji. Tak aby nie trzeba było go powtórnie ratyfikować w krajach, które już go przyjęły.

Ile czasu może dostać Irlandia na szukanie tego rozwiązania?

Są trzy możliwości. Część krajów chciałaby, aby traktat został przyjęty do końca roku, ale to jest raczej mało prawdopodobne. Druga możliwość, bardzo pożądana, to wprowadzenie go w życie przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w czerwcu 2009 roku. Ostatnia to dalsza perspektywa. Ale trzeba podkreślić, że nikt nie stara się poganiać Irlandii i wywierać na nią presji. Raczej panuje przekonanie, że trzeba uszanować jej decyzję. Nie słyszałem, żeby ktokolwiek straszył Europą dwóch prędkości.

Czy to, że po irlandzkim „nie” dla traktatu z ratyfikacją może się wstrzymać prezydent Czech, wywołało jakieś zamieszanie na szczycie?

Nie wywołuje to żadnych emocji. Czesi poinformowali, na jakim etapie jest proces ratyfikacji. Więcej komentarzy wywołało to, że traktat został w przeddzień szczytu przyjęty przez Wielką Brytanię. Uznano to za bardzo istotny gest.

Gdyby nie odrzucenie traktatu w Irlandii, głównym tematem na szczycie byłyby rosnące ceny żywności i paliw. Uważa się, że to test dla Unii: Czy rzeczywiście może ona coś zrobić dla swoich obywateli?

Kryzys związany z podwyżkami to oprócz traktatu najważniejsza sprawa. Przesłanie szefa Komisji Europejskiej jest takie, że instrumenty do radzenia sobie ze wzrostem cen mają państwa członkowskie.

Chodzi o VAT i akcyzę. Jose Manuel Barroso apeluje, żeby odpowiedzialności za działania krótkoterminowe nie zrzucać na Unię. Zwłaszcza że mogą one mieć niewielki efekt. Kraje członkowskie powinny natomiast wypracować wspólną strategię dotyczącą działania na arenie międzynarodowej, zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy energetyczne. Tak też mówił premier Donald Tusk, który apelował, abyśmy w sprawach energetyki działali wspólnie, ponieważ tylko wtedy możemy być skuteczni.

rozmawiał Wojciech Lorenz

Oficjalna strona rządu Irlandii

www.irlgov.ie

Tydzień po klęsce referendum w Irlandii unijni politycy znów wydają się opanowani. Na rozpoczętym wczoraj szczycie w Brukseli nie słychać już było gróźb pod adresem tego kraju, zapowiedzi jego izolowania czy budowy Europy dwóch prędkości. Jeszcze przed wylotem do Brukseli pomysł różnicowania członków UE zdecydowanie odrzuciła kanclerz Niemiec. – Dyskusja o Europie dwóch prędkości czy Europie twardego rdzenia do niczego nie prowadzi, a nawet jest nieostrożna – powiedziała Angela Merkel. W podobnym duchu wypowiadał się polski premier. – Trzeba wykluczyć Europę dwóch prędkości. Wyjedziemy ze szczytu z ustaleniem, że trzeba szanować partnerów niezależnie od ich wielkości – powiedział. Zdaniem Donalda Tuska nikogo nie należy ponaglać, bo „Europa może jeszcze przez wiele, wiele miesięcy funkcjonować z traktatem nicejskim”. – Polski nie znajdzie się wśród krajów, które będą popędzać Irlandię – mówił.

Pozostało 85% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019