Tydzień po klęsce referendum w Irlandii unijni politycy znów wydają się opanowani. Na rozpoczętym wczoraj szczycie w Brukseli nie słychać już było gróźb pod adresem tego kraju, zapowiedzi jego izolowania czy budowy Europy dwóch prędkości. Jeszcze przed wylotem do Brukseli pomysł różnicowania członków UE zdecydowanie odrzuciła kanclerz Niemiec. – Dyskusja o Europie dwóch prędkości czy Europie twardego rdzenia do niczego nie prowadzi, a nawet jest nieostrożna – powiedziała Angela Merkel. W podobnym duchu wypowiadał się polski premier. – Trzeba wykluczyć Europę dwóch prędkości. Wyjedziemy ze szczytu z ustaleniem, że trzeba szanować partnerów niezależnie od ich wielkości – powiedział. Zdaniem Donalda Tuska nikogo nie należy ponaglać, bo „Europa może jeszcze przez wiele, wiele miesięcy funkcjonować z traktatem nicejskim”. – Polski nie znajdzie się wśród krajów, które będą popędzać Irlandię – mówił.
Jeszcze w ostatni poniedziałek na spotkaniu ministrów spraw zagranicznych UE w Luksemburgu słychać było apele pod adresem Irlandii o jak najszybsze – nawet już na obecnym szczycie – przedstawienie propozycji wyjścia z kryzysu. Wczoraj atmosfera się zmieniła, politycy uznali, że szantażowanie premiera Irlandii nic nie da.
– Uzgodniliśmy, że następne spotkanie Rady Europejskiej (szczyt UE – red.) w październiku będzie dobrą okazją do dalszej dyskusji na ten temat – oznajmił przewodniczący Komisji Europejskiej po spotkaniu z irlandzkim premierem. Szef dyplomacji Irlandii Michael Martin wątpił jednak, czy w tak krótkim czasie Irlandia będzie w stanie przygotować konkretne propozycje. Zdaniem Jose Manuela Barroso wynik referendum w Irlandii trzeba uszanować. Ale trzeba też uszanować prawo innych krajów do ratyfikowania traktatu.
Wieczorem w Brukseli unijni przywódcy mieli się zobowiązać do dokończenia procedur w swoich krajach. Dzień przed szczytem zrobiła to Wielka Brytania, co wywołało westchnienie ulgi francuskiego prezydenta, który od 1 lipca przez pół roku będzie przewodził Unii Europejskiej.
Nicolas Sarkozy zapowiedział wczoraj, że w lipcu pojedzie do Dublina i uznał, że proces rozszerzenia Unii jest wstrzymany do chwili rozwiązania kryzysu. Wcześniej spotkał się w Paryżu z premierem Wielkiej Brytanii Gordonem Brownem i dziękował mu za „odwagę polityczną”. Brown przez wiele miesięcy opierał się presji zorganizowania referendum. Unijni politycy pamiętają, jak po porażce referendów konstytucyjnych we Francji i Holandii to Jack Straw, ówczesny szef brytyjskiej dyplomacji, wbił pierwszy gwóźdź do trumny, oznajmiając, że unijna konstytucja jest martwa. Tym razem nikt jeszcze tak ryzykownego komunikatu nie wygłosił.Po pozytywnej decyzji brytyjskiej Izby Lordów ratyfikacji musi dokonać jeszcze siedem państw, nie licząc Irlandii. W niektórych to tylko formalność, w innych – jak w Czechach czy być może w Polsce – ratyfikacja może być problemem politycznym.