Codziennie stacje monitorujące rozmieszczone w całym Pekinie mierzą zanieczyszczenie powietrza, by oszacować, czy tamtejsze niebo można oficjalnie określić mianem błękitnego, i podają wynik w skali od 1 do 500. Władze miasta nie robią tego dla kaprysu. Pekin przygotowuje się do roli gospodarza letnich igrzysk olimpijskich 2008 i sprawdza, na ile skutecznie radzi sobie z oczyszczaniem powietrza.
W ostatnich latach liczba dni, w których niebo nad Pekinem można było uznać za błękitne, stale rosła. W zeszłym roku oficjalnie uznanych za czyste (wynik poniżej 100) było 255. Dzięki tej poprawie Pekin ma nadzieję przekonać świat, że w sierpniu olimpijscy sportowcy nie będą rozpaczliwe łapać powietrza w płuca.
– Mamy oczywiście nadzieję na najlepsze – twierdzi Jon Kolb, członek Kanadyjskiego Komitetu Olimpijskiego – ale przygotowujemy się na najgorsze.
Dla olimpijczyków z całego świata jakość pekińskiego powietrza przekłada się bezpośrednio na wyniki, jakie osiągną. Istnieje obawa, że problemy z oddychaniem mogą ograniczyć wydolność zawodników i uniemożliwić im bicie kolejnych rekordów. Dla około 12 milionów mieszkańców zatrucie środowiska to problem zdrowia i jakości życia, od którego nie sposób uciec. Sceptycyzm wobec rzetelności systemu pomiaru „Błękitne niebo” jest powszechny. Więcej, pojawiają się poważne wątpliwości, czy miasto będzie w stanie się oczyścić na długo potem, gdy igrzyska się skończą.
Pekin przez lata uznawano za jedno z najbardziej zanieczyszczonych miast na świecie. By zdobyć prawo do organizacji igrzysk, stolica Chin obiecała zieloną olimpiadę i podjęła inicjatywy ekologiczne uznawane obecnie za modelowe dla reszty kraju. Jednak Pekin, choćby nie wiadomo jak zielony, nie oznacza Pekinu, który zwalnia tempo rozwoju. Urzędnicy sprzyjają również dokonującej się w piorunującym tempie urbanizacji, dlatego postęp w dziedzinie ekologii wydaje się umiarkowany, jeżeli nie wręcz iluzoryczny.