– Prezydent został zatrzymany przez komandosów. Przyszli po niego i go zabrali. To autentyczny zamach stanu – relacjonowała przez telefon w rozmowie z francuskim radiem RFI córka prezydenta Sidi Mohammeda Szejcha Abdallahiego.
– Przed salonem i naszą kuchnią stoją uzbrojone straże. Nie mogę opuszczać rezydencji – mówiła Amal Mint Szejch Abdallahi. Zapewniała, że nie słyszała wystrzałów. – Obyło się bez użycia przemocy z tego prostego powodu, że to puczyści zapewniali bezpieczeństwo prezydentowi – tłumaczył agencji AFP rzecznik urzędu prezydenta Abdulaj Mahmadu Ba.
W stolicy kraju – Nawakszut, panował spokój. Zamilkły radio i telewizja opanowane przez wojskowych, którzy zamknęli także międzynarodowe lotnisko. Granice lądowe pozostały natomiast otwarte, normalnie funkcjonowała też łączność telefoniczna, również międzynarodowa. Wojskowi pilnowali rezydencji prezydenta, siedzib radia i telewizji oraz partii rządzącej, ale nie ustawili posterunków na ulicach ani na drogach.
Na czele puczystów stanął generał Mohamed Abdel Aziz, którego prezydent pozbawił wcześniej dekretem funkcji dowódcy szefa sztabu i gwardii prezydenckiej. Przyłączyło się do niego dwóch innych zdymisjonowanych generałów. Rebelianci anulowali decyzje personalne przywódcy i ogłosili, że władzę w kraju przejęła „Rada Państwa”. Nie wiadomo, kto wszedł w jej skład.
Prezydent został internowany w nieznanym miejscu. Premiera Jahję Ahmeda el-Waghifa wojskowi uwięzili w koszarach, w pobliżu rezydencji szefa państwa. Nie wiadomo, gdzie wywieźli ministra spraw wewnętrznych.