Politycy i eksperci przyznają, że bolesna dla ludzi i katastrofalna dla gospodarki strategia zamykania wszystkich w domach ma swoje ograniczenia. Owszem, pomaga spłaszczyć krzywą zachorowań, ale nie pozwala na powrót do normalnego życia, bo nie wiemy, ilu jest naprawdę zarażonych, kto już przeszedł przez chorobę i nie stanowi zagrożenia dla innych, a kto mimo braku symptomów właśnie zaraża.
W Belgii według stanu na czwartek było 6235 zarażonych, ale eksperci uważają, że prawdziwa liczba jest przynajmniej dziesięciokrotnie wyższa.
A to dlatego, że z braku testów i personelu do ich analizy sprawdza się próbki pobrane tylko od osób w gorszej formie.
Wielka belgijska mobilizacja
Większość kontaktuje się przez telefon z lekarzami rodzinnymi, opisuje symptomy i zostaje w domach. Ale taka sytuacja na dłuższą metę jest nie do utrzymania, bo stan „uwięzienia" (po francusku „confinement") musiałby trwać w nieskończoność. Stąd niespotykana mobilizacja belgijskich lekarzy i laboratoriów, motywowanych przez rząd, w celu znalezienia szybkich i tanich testów.