Każdy uczeń w Niemczech wie, co to jest Diercke Weltatlas, czyli atlas świata Diercke. To podstawowa pomoc naukowa w niemieckich szkołach. Atlas ten wyróżnia się jednak zdecydowanie na tle innych atlasów dostępnych w niemieckich księgarniach. Nazwy geograficzne widnieją tam w języku niemieckim, a nazwy narodowe są podawane w nawiasach. Tłustym drukiem widnieje Stettin czy Allenstein. Trzeba się dobrze przyjrzeć, by odczytać mniejszy napis: Szczecin i Olsztyn.
W zdecydowanej większości innych atlasów jest dokładnie odwrotnie. Są i takie – jak np. atlas Bertelsmanna – które podają wyłącznie polskie nazwy geograficzne.
Dlaczego w szkolnym atlasie królują niemieckie nazwy?
– Mamy związane ręce. Kierujemy się wytycznymi Konferencji Ministrów Kultury landów (KMK), którzy postanowili w 1991 roku, że pierwszeństwo mają nazwy niemieckie – tłumaczy Reinhard Schlimm z wydawnictwa Westermann, które opracowało atlas.
– Sprawy oświaty są w Niemczech w wyłącznej kompetencji landów, one decydują o treści podręczników – mówi Andreas Schmitz z KMK.Trudno się oprzeć wrażeniu, że ustalenia w sprawie nazw geograficznych mają podtekst polityczny. Bawaria nie wyraziła niedawno zgody na zastąpienie wielu niemieckich nazw w Czechach nazwami oryginalnymi, co można interpretować jako ukłon pod adresem środowisk wysiedlonych Niemców sudeckich. Z kolei granicząca z Polską Brandenburgia nie ma nic przeciwko temu, by w atlasie występowały tylko polskie nazwy. Problem w tym, że wydawnictwo Westermann musi uzyskać zgodę na publikację szkolnych atlasów wszystkich 16 landów. – Rezygnujemy z niemieckich nazw jedynie w przypadkach, gdy wychodzą one z codziennego użycia w Niemczech – tłumaczy Schlimm.