– Jestem Paweł Popolski – mówi z niemieckim akcentem wąsaty facet, przedstawiając po kolei trzech braci. To rodzina Popolskich. Akcja toczy się w starym mieszkaniu, wśród zużytych mebli, na stoliku butelki z napojami, bynajmniej nie chłodzącymi. Bracia Popolscy założyli kapelę i odbywają tu próby. Mieszkanie mieści się w betonowym bloku w Zabrzu. W takiej scenerii rozgrywa się „Der Popolski Show”, program rozrywkowy niemieckiej telewizji WDR. Oczywiście rodzina Popolskich nie istnieje, a mieszkanie w Zabrzu to studio telewizyjne. Wszystko wymyślił znany komik i muzyk Achim Hagemann. – Pomysł powstał w knajpie, w trakcie rozmowy z moimi polskimi przyjaciółmi – mówi.
Pierwszy raz w historii Niemcom udało się zdobyć popularność dzięki udawaniu Polaków. Na występach sypią dowcipami na temat Polski oraz Polaków i grają największe przeboje muzyki pop ostatnich dziesięcioleci, bo tylko oni wiedzą, jak to się powinno robić. To w końcu ich dziadek Piotrek Popolski wynalazł muzykę pop. W czasie święta kościelnego w Pyskowicach przed stu laty wychylił 22 kieliszki wódeczki, doznał olśnienia i napisał potem tysiące przebojów. To był prawdziwy początek nowoczesnej muzyki, a takie hity jak „We will rock you” grupy Queen są tylko przeróbkami.
„Doskonały pomysł. Nareszcie coś nowego. Świetna zabawa” – piszą niemieccy recenzenci poważnych niemieckich gazet. „Der Popolski Show” zdobył nawet nominację do nagrody niemieckiej telewizji w dziedzinie komedii. Kapela Popolskich jeździ od ponad roku z koncertami po całych Niemczech, gromadząc tysiące widzów. – Byliśmy już także w Szwajcarii i Francji. Naszym marzeniem jest występ w Zabrzu. Uczymy się intensywnie polskiego – mówi Hagemann. – Trzy odcinki naszego show pokazała telewizja WDR, sukces zaskoczył nas samych – mówi Tobias Bischoff z firmy MTS, będącej producentem całego przedsięwzięcia. W czwartek pierwszy odcinek wyemitowała telewizja NDR, nadająca dla północnych landów. Show kupiła już telewizja z Bawarii.
Pomysł narodził się w Zagłębiu Ruhry. Nigdzie w Niemczech nie ma tylu śladów polskości co tam. W książkach telefonicznych roi się od polskich nazwisk. W samym Gelsenkirchen Kowalskich jest ponad 50. W lokalnym dialekcie do dziś można znaleźć sporo polskich słów: duppa, dobsche czy mattka (otyła dama). Polaków nazywano kiedyś w Niemczech pogardliwie Polaczkami, ale to już przeszłość. – Nikt nie zarzuca nam sięgania po negatywne stereotypy ani innych złych zamiarów – mówi Hagemann. Przyznaje, że Popolscy piją może za dużo, ale to zabawa, a Niemcy piją nie mniej.
Otrzymuje coraz więcej e-maili z Polski, gdzie „Der Popolski show” ma wielu fanów. Program jest politycznie poprawny. Zabrze jest Zabrzem, a nie Hindenburgiem. Hagemann poznał to miasto, bo stamtąd pochodziła jego przyjaciółka. Tłumaczy, że Polacy zawsze w historii mieli pod górkę, dlatego są niepokorni, pełni inwencji i fantazji. Doskonały punkt wyjścia dla widowiskowych gagów. Jak ten o zdobyciu Księżyca przez Polaków, tuż przed Amerykanami. – Gdy opowiadam ten dowcip, pokazując ogromną amerykańską rakietę i małą, polską, zbudowaną w garażu, sympatia widowni jest jednoznacznie po stronie polskiej. To tak jak z Dawidem i Goliatem – tłumaczy Hagemann.