John Solecki, szef oddziału UNHCR w pakistańskiej Kwecie, jechał rano do pracy, gdy w kierunku jego białego jeepa bandyci otworzyli ogień. Samochód zjechał z drogi i uderzył w mur. Wtedy napastnicy ranili kierowcę. – Zmarł w drodze do szpitala – cytowała AFP lokalną policję. Porywacze zaatakowali na dwa dni przed wizytą w Pakistanie szefa ONZ Ban Ki Muna.
Gdy zamykaliśmy to wydanie „Rz”, nikt nie przyznał się do uprowadzenia Amerykanina. Jednak położona na południowym zachodzie Pakistanu, przy granicy z Afganistanem i Iranem, Kweta jest znana z tego, że schroniło się tam wielu liderów talibów uciekających przed amerykańską ofensywą w 2001 roku.
– Sytuacja w Kwecie jest napięta. Talibowie są tam bardzo aktywni, więc jest całkiem prawdopodobne, że to oni stoją za porwaniem – tłumaczy „Rz” profesor Richard Bonney, specjalista ds. walki z terroryzmem z Uniwersytetu w Leicester. Zdaniem ekspertów pakistańscy talibowie stoją też za porwaniem polskiego i chińskiego inżyniera i dwóch afgańskich dyplomatów.
W ostatniej dekadzie porwania obcokrajowców stały się prawdziwą pakistańską plagą. Według doradcy premiera ds. wewnętrznych A. Rehmana Malika od stycznia 1999 do września 2008 roku porwano ponad 3 tysiące obcokrajowców, z czego policji udało się uwolnić 2666 osób. W tym samym czasie porywacze zabili 198 zakładników. Ostatnio coraz częściej porywacze stawiają żądania polityczne.
– Talibowie, porywając cudzoziemców, próbują osłabić naszą gospodarkę, zmuszając zachodnich inwestorów do porzucenia projektów. Chcą też zepsuć stosunki rządu z zachodnimi sojusznikami. To ich nowa broń – tłumaczy w rozmowie z „Rz” dr Ahmed Rashid Malik, ekspert z Islamabad Policy Research Institute.