Najnowsza kampania reklamowa Burger Kinga powstała z myślą o Europie. Dzięki niej Europejczycy mieli poznać nową amerykańską kanapkę o nazwie Texican Whopper – mieszankę teksańskiego smaku z meksykańskimi przyprawami.
W Europie pojawiły się plakaty, a tuż po nich film reklamowy. W obu przypadkach głównymi bohaterami stali się wysoki kowboj z Teksasu i mały meksykański zapaśnik, który flagę narodową nosi niczym poncho. Na plakacie stoją obok siebie, co napis pod spodem tłumaczy: „Złączeni przez los”. Na filmie mieszkają w jednym mieszkaniu. Amerykanin podnosi Meksykanina, by ten mógł postawić na półce swoje trofeum. Potem to zapaśnik pomaga kowbojowi odkręcić słoik. Razem myją okno i jedzą hamburgera.
Reakcja meksykańskiego ambasadora w Hiszpanii była natychmiastowa. Dyplomata złożył oficjalny protest w siedzibie Burger Kinga, bo – jak powiedział – nie podoba mu się, jak w reklamie przedstawiona jest flaga jego kraju. „Nie chcieliśmy żartować z meksykańskiej kultury. Nie zamierzaliśmy nikogo obrażać” – odpowiedział zaraz Burger King. Koncern przeprosił i obiecał, że zmieni reklamę.
Czy słusznie? David Davis, były wiceprezes jednej z największych na świecie sieci agencji PR Edelman, uważa, że protest wcale nie był potrzebny. – To zabawna reklama, która nie jest szkodliwa dla reputacji narodu i nikogo nie obraża. A dzięki protestowi Meksyku zyskała taki rozgłos, jakiego nigdy bez niego zapewne by nie zdobyła. Gdybym był na miejscu Burger Kinga, przeprosiłbym, ale pod nosem bym się uśmiechał – mówi „Rz” Davis.
Z podobnych powodów do historii przeszły reklamy innych firm. W ubiegłym roku to Meksyk rozzłościł Amerykanów. Na meksykańskich ulicach pojawiły się wówczas reklamy szwedzkiej wódki Absolut z XIX-wieczną mapą Meksyku, w którego granicach jest spora część USA.