Dotychczas sprawy rodzinne na Wyspach rozgrywały się za zamkniętymi drzwiami. Media nie były wpuszczane na salę rozpraw nawet podczas rozwodów gwiazd. To ma się zmienić. Na początku kwietnia brytyjski parlament przegłosował nowe prawo, które wczoraj weszło w życie. „To gwóźdź do trumny prawa do prywatności” – takie wpisy pojawiły się w Internecie.
– Pomysł jawności rozpraw rozwodowych nie jest dobry. Można sobie wyobrazić, jak trudno ludziom będącym w trakcie rozwodu opowiadać o szczegółach prywatnego życia w obecności sądu, a co dopiero, kiedy na sali są dziennikarze. Mąż i żona nie powinni tłumaczyć się przed obcymi ludźmi. Poza tym, zawsze jest ryzyko, że szczegóły dotyczące małżeństwa, które się rozpada, dla kogoś staną się zwykłą rozrywką – mówi „Rz” Suzy Miller, doradczyni ds. rozwodów.
Brytyjscy prawnicy alarmują, że obecność dziennikarza na sprawie rozwodowej może jednemu z małżonków posłużyć do szantażowania drugiego. – Żona lub mąż mogą zagrozić, że wyjawią mediom na sali rozpraw pewne informacje. W ten sposób wymuszą korzystną dla siebie ugodę finansową – powiedział gazecie „Times” prawnik Mark Harper.
Jednak prawo wprowadzono, bo – jak ogłosił minister sprawiedliwości – system sądowniczy na Wyspach potrzebuje większej przejrzystości i otwartości. Zwłaszcza gdy chodzi o ochronę praw dzieci i rodzin. – Naród musi ufać wymiarowi sprawiedliwości – argumentował Jack Straw.
Dziś mało kto na Wyspach ufa sądom rodzinnym. Zbyt często i zbyt pochopnie odbierają rodzicom dzieci. Sędziowie oskarżani są o korupcję. Nieustannie krytykowani są też pracownicy opieki społecznej. Czarę goryczy przelała historia 17-miesięcznego chłopca nazwanego przez media Baby P, którego matka i jej przyjaciel dwa lata temu zakatowali na śmierć. Chłopczyk miał na ciele ponad 50 ran. Nie zauważył ich żaden z pracowników opieki społecznej, którzy w ciągu ośmiu miesięcy złożyli rodzinie 60 wizyt.