Ubolewa on, że Niemcy odchodzą od „starej” polityki europejskiej i następuje powolny, ale zauważalny proces „renacjonalizacji” niemieckiej polityki zagranicznej. „Nie ma oczywiście żadnej ustalonej strategii ani planu takiej renacjonalizacji” – pisze Fischer, udowadniając, że odchodzenie od wizerunku zjednoczonej Europy jako bytu, bez którego Niemcy nie mogą samodzielnie istnieć, odbywa się niejako spontanicznie.

Formalnie i oficjalnie nic się więc nie zmieniło. Kanclerz Angela Merkel zapewniała w tym tygodniu, że jednoczenie Europy jest częścią niemieckiej racji stanu. Dwa zdania wcześniej szefowa rządu oświadczyła jednak, że najważniejszą zasadą niemieckiej polityki jest obrona „niemieckich interesów w Europie”, bez utraty przy tym z pola widzenia „całości”, czyli Unii Europejskiej. Na dalszym planie umieściła zadanie pogłębiania integracji europejskiej i konsolidacji UE w obecnej postaci, a więc bez dalszego rozszerzania Unii. Zdaniem Joschki Fischera Niemcy biorą przykład z Francji i Wielkiej Brytanii postrzegających UE przede wszystkim jako forum realizacji własnych interesów narodowych.

Jakie są przyczyny zwrotu Berlina w postrzeganiu UE? – W wielkim skrócie można powiedzieć, że Europa potrzebna była Niemcom do czasu zjednoczenia kraju – twierdzi Ulrike Guerot, szefowa berlińskiego oddziału European Council on Foreign Relations. Po 20 latach od tego wydarzenia bawarska CSU rozważa projekt wprowadzenia w Niemczech instytucji referendum w sprawach UE. Rośnie równocześnie niezadowolenie z roli Niemiec jako największego płatnika do unijnego budżetu.

– Dzieje się tak, pomimo że Niemcy odnoszą największe korzyści gospodarcze z integracji, co powszechnie wiadomo – podkreśla Ulrike Guerot. W dodatku ratyfikowany już przez Bundestag traktat lizboński czeka nadal na podpis prezydenta, który z kolei czeka na wynik skargi konstytucyjnej grupy eurosceptyków. Przy tym niektórzy sędziowie Trybunału Konstytucyjnego dają do zrozumienia, że nie są przeciwnikami referendum. „Czy dzisiaj byłoby możliwe pożegnanie się Niemiec z marką i wprowadzenie euro?” – pyta Fischer i sam odpowiada: „Stanowczo nie”. Wniosek: w Berlinie rośnie przekonanie, że Niemcy jako najpotężniejsze państwo UE w wielu sprawach same dadzą sobie radę. – Nie są też zainteresowane przewodzeniem Unii – twierdzi były szef MSZ.