Do urn poszło tylko 43 procent uprawnionych do głosowania Europejczyków. Jest to najniższa frekwencja w 30-letniej historii wyborów do europarlamentu. – To wielki problem wiarygodności Parlamentu Europejskiego. Ma on przecież coraz więcej władzy – mówi „Rz” Antonio Missiroli, dyrektor European Policy Centre w Brukseli.
Sympatie wyborców już na trzecią z rzędu kadencję pozostały po prawej stronie sceny politycznej. Jej przedstawiciele zdobyli ok. 270 z 736 mandatów. Socjaliści, którzy nie zdołali przekonać głosujących, że mają pomysł na wyjście z kryzysu gospodarczego, dostaną ok. 160 miejsc.
Porażkę poniosła niemiecka socjaldemokracja. Ma tylko 20 proc. poparcia, co jest najgorszym wyborczym wynikiem po II wojnie światowej. Wygrali chadecy Angeli Merkel z CDU, którzy wspólnie z bawarską CSU zdobyli w sumie 38 proc. głosów.
W Wielkiej Brytanii Partia Pracy przegrała zarówno ze swoją tradycyjną konkurencją – konserwatystami, jak i z eurosceptyczną Partią UKIP.
Prawica pod wodzą prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego wyraźnie wygrała we Francji. Tamtejsi socjaliści już zapowiedzieli, że muszą przemyśleć swoją strategię. Przedstawiciele tej opcji przegrali też w Hiszpanii, Włoszech i Polsce. To największe kraje Unii Europejskiej, na które przypada ponad połowa mandatów w PE. Triumf prawicy powoduje, że Europejska Partia Ludowa pozostaje największą siłą w europarlamencie.