Przebywająca wczoraj w Mińsku komisarz ds. stosunków zewnętrznych UE Benita Ferrero-Waldner podczas spotkania z Łukaszenką podkreślała, że jest to pierwsza wizyta eurokomisarza w tym kraju. – Daj Boże, żeby nie ostatnia – wyrwało się białoruskiemu przywódcy.
Do spontanicznej reakcji Łukaszenki, cytowanej przez wszystkie białoruskie media, doszło w momencie największego od lat ochłodzenia stosunków na linii Mińsk – Moskwa. Zakończona spektakularnym, jak uważają w Mińsku, triumfem Łukaszenki rosyjsko-białoruska wojna mleczna w swojej ostatniej fazie groziła klęską obowiązującej od prawie 13 lat unii celnej między „bratnimi” krajami. Wcześniej zaś, w ramach mlecznych „działań wojennych”, Łukaszenko de facto zerwał swoją nieobecnością szczyt przywódców krajów zrzeszonych w mającej dla Moskwy znaczenie strategiczne Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB), zwanej potocznie anty-NATO.
Podsumowując bilans strat i zysków „bratniej” konfrontacji, analitycy zarówno na Białorusi, jak i w Rosji oceniają wizytę Ferrero-Waldner nie inaczej niż w kategoriach odsieczy, jaka nadeszła z Zachodu w walce Łukaszenki z imperialistycznymi aspiracjami Kremla.
„Korzystając z pogarszających się stosunków Moskwy i Mińska, Zachód podejmuje próby wyciągnięcia Białorusi z rosyjskiej orbity” – napisała w dniu białoruskiej wizyty pani eurokomisarz rosyjska „Niezawisimaja Gazieta”. Cytowani przez nią eksperci zgodnie prognozują, iż w najbliższym czasie Białoruś będzie intensywnie zbliżać się z Zachodem. – Mleczny kryzys zademonstrował, iż władze Białorusi wybrały inną rodzinę – tłumaczy w rozmowie z „Rz” sposób myślenia rosyjskich elit moskiewski politolog Andriej Suzdalcew.
Jego białoruski kolega Aleksander Kłaskouski zwraca jednak uwagę przede wszystkim na pragmatyzm Unii. – Bruksela nie chce konfrontacji z rosyjskim niedźwiedziem, ale jest zainteresowana stabilnością przy granicach UE – podkreśla w rozmowie z „Rz”.