Do tej pory Hiszpanie udający się za granicę (15 mln osób rocznie) wchodzili na stronę internetową MSZ, jeśli chcieli się zapoznać z sytuacją w kraju, który zamierzali odwiedzić. Teraz wystarczy się wpisać do rejestru podróżników (www.maec.es), podać numer telefonu komórkowego i adres e-mailowy, wskazać kraj docelowy i miejsca, które chce się odwiedzić, by – w razie niebezpieczeństwa – dostać z MSZ esemes z informacją o zagrożeniu i wskazówką co robić, by wyjść cało z opresji. Esemesy będą rozsyłane w takich sytuacjach jak zamachy, pucze, zamieszki, epidemie czy klęski żywiołowe. Odradzą turyście podróż w niebezpieczny rejon, wskażą, gdzie powinien się udać, by być bezpieczny.
[wyimek]Mimo kampanii informacyjnych na rejestrację wciąż decyduje się niewielu podróżnych[/wyimek]
Polska nie chce być gorsza. – Po wnikliwej analizie doświadczeń państw, które korzystają z systemu, Departament Konsularny MSZ zgłosił projekt zakupu i dostosowania go do polskich warunków – mówi „Rz” Rafał Sobczak z biura prasowego MSZ. Niestety, jak wynika z analizy, na dobrowolną rejestrację decyduje się zwykle niewielu. – W wielu przypadkach liczba ta mimo kampanii informacyjnych nie przekracza 10 procent podróżujących – przyznaje Sobczak.
W Wielkiej Brytanii i USA wyjeżdżający za granicę mogą się rejestrować na stronach resortów spraw zagranicznych, ale po to, by w razie zamachu czy trzęsienia ziemi ambasadom łatwiej było się z nimi skontaktować. System esemesowego ostrzegania obywateli o niebezpieczeństwie (atak terrorystyczny, pożar, wyciek toksycznej substancji) testuje Holandia. O zagrożeniu zostanie powiadomiony każdy w zasięgu kilkuset metrów. Taki system testowany jest też w Bangladeszu. Władze zdecydowały się na to po przejściu w maju cyklonu, który zabił 300 osób. Dzięki esemesom z instrukcją, czy zostać w domu czy uciekać, ofiar może być mniej.
Mieszkańcy San Francisco od trzech lat są w ten sposób powiadamiani o zagrożeniach związanych z powodziami, tornadami, wypadkami drogowymi itp. Wystarczy, że założą specjalne konto w Internecie, a lokalne władze wyślą im wiadomość na komórkę, pager, blackberry czy e-maila.