26-letni Jin Pan, który studiuje w USA, od roku nie może się skontaktować z matką. Wie tylko, że w lipcu 2008 roku – tuż przed olimpiadą – została aresztowana razem ze 100 innymi członkami ruchu Falun Gong. – Boję się najgorszego – mówi Jin. Kobieta była już wcześniej zatrzymana przez milicję za „nielegalne praktyki”, została pobita i zwolniona do domu. Tym razem słuch po niej zaginął.
[srodtytul]Groźny, bo masowy [/srodtytul]
Chiński reżim od dziesięciu lat prowadzi wojnę z organizacją, którą uznał za niebezpieczną sektę. Jak twierdzą władze, akcja okazała się skuteczna. – Odkąd ludzie sobie uświadomili, że to sekta, trudno się jej organizować na masową skalę – mówi gazecie „China Global Times” Li Anping ze wspieranego przez rząd Stowarzyszenia przeciw Sektom.
Ruch, który w 1992 roku został założony przez Chińczyka Li Honghzi, praktykuje gimnastykę połączoną z medytacją i elementami filozofii. Jej zwolennicy mówią, że ma zbawienny wpływ na zdrowie. Początkowo nawet chińskie władze zachęcały do jej uprawiania, licząc, że pomoże odciążyć niewydolny system służby zdrowia.
Wszystko zmieniło się jednak w 1999 roku, kiedy 10 tysięcy wyznawców Falun Gong urządziło protest przed siedzibą partii komunistycznej. W odpowiedzi władze zdelegalizowały ruch i rozpoczęły prześladowania jego członków.