Portugalczyk urlop spędził w domu, gdzie przygotował plan działania. W Brukseli, zaprosił na spotkanie przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka. Powiedział mu, że w przyszłym tygodniu wyśle eurodeputowanym swój program na najbliższe pięć lat i spotka się z szefami grup politycznych. – Mam ambitny plan dla Europy – powiedział José Barroso po spotkaniu.
Obecny przewodniczący KE ma poparcie 27 państw członkowskich na kolejną kadencję (obecna upływa w październiku), ale musi także uzyskać akceptację większości eurodeputowanych. A z tym jest problem. Buzek oświadczył co prawda, że Unia potrzebuje stabilności instytucjonalnej i szybkiego wyboru przewodniczącego KE, ale wprost poparcia dla Barroso nie wyraził.
– Oczekuję, że dojdzie do głosowania 16 września – oświadczył Polak. Niektóre grupy polityczne, na przykład Zieloni, chcą jednak, aby poczekać na wynik referendum w Irlandii (2 października) i wejście w życie traktatu lizbońskiego.
Barroso musi przekonać do siebie wszystkie grupy polityczne. Do tej pory nie miał większości i do głosowania w lipcu nie doszło. Teraz ma większe szanse na głosowanie, ale nie wiadomo, czy z pozytywnym wynikiem. Wprost popiera go tylko grupa chadecka. Może też liczyć na sympatię konserwatystów.
To jednak za mało, by przełamać opór socjalistów, liberałów i Zielonych. Zarzucają mu, że pod jego rządami Komisja Europejska była pasywna, a on sam starał się nie narazić żadnemu z przywódców, aby zapewnić sobie wybór na kolejną kadencję.