Do 2015 roku w Gruzji mogą powstać trzy amerykańskie bazy wojskowe: dwie lądowe i jedna morska – piszą rosyjskie media, powołując się na gruzińską gazetę „Rezonansi”. Według jej „nieoficjalnych informacji” sprawa ta miała być poruszona podczas poniedziałkowych rozmów prezydenta Micheila Saakaszwilego z szefową dyplomacji USA Hillary Clinton.
Oficjalnie Clinton zapewniała zapewnić o „nieustającym, poważnym wsparciu dla Gruzji” zarówno w kwestiach suwerenności, jak i integralności terytorialnej. „Rezonansi” twierdzi też, że w amerykańskim Kongresie za umieszczeniam baz w Gruzji intensywnie lobbują republikanie, a specjalną opiekę roztoczył nad tym projektem Dick Cheney, znienawidzony przez Moskwę wiceprezydent w administracji George’a Busha.
Gruzińskie MSZ wczoraj milczało, odmawiając komentarzy na ten temat. – Bo nie ma czego komentować. Żadnych oficjalnych informacji na ten temat nie ma, są tylko publikacje w prasie – powiedział nam jeden z gruzińskich dyplomatów.
– Gdyby to napisała jakakolwiek inna gazeta, uznałbym, że to blef – mówił „Rz” Georgi Dwali, tbiliski korespondent „Kommiersanta”. – Ale „Rezonansi” to poważne medium i jeśli pisze o tym, to rzeczywiście coś musi być na rzeczy – ocenił. Według niego sprawa jest jednak o tyle podejrzana, że Barack Obama jest raczej znany z tego, że nie chce drażnić Moskwy. – Jeśli projekt tarczy antyrakietowej tak rozwścieczył Rosjan, to trudno sobie wyobrazić reakcję na bazy w Gruzji – podkreślił.
Wśród amerykańskich ekspertów dominuje podobny sceptycyzm – wszak Waszyngton nie zaryzykuje klapy „nowego otwarcia” w stosunkach z Rosją z powodu Gruzji. – Nigdy nie słyszałem, by toczyły się rozmowy w tej sprawie. I bardzo bym się zdziwił, gdyby rzeczywiście miały miejsce. To byłoby odebrane jako prowokacja wobec Rosji, coś kompletnie sprzecznego z obecną polityką prowadzoną przez Baracka Obamę – przekonuje „Rz” dr Svante Cornell, amerykański ekspert ds. Gruzji.