– Za późno – miał powiedzieć prezydent Czech brytyjskim konserwatystom, którzy apelują do niego o wstrzymanie się z podpisaniem traktatu lizbońskiego. Tak twierdzi dziennik „The Times”. Zdaniem Vaclava Klausa Wielka Brytania powinna była sama wcześniej zatrzymać traktat, a nie teraz liczyć na niego, bo on faktycznie nie może zawetować dokumentu, tylko opóźniać jego wejście w życie.
Na razie torysi głoszą, że liczą na obstrukcję ze strony Klausa, co pozwoliłoby im zorganizować referendum po spodziewanym dojściu do władzy w czerwcu 2010 r. David Cameron, lider Partii Konserwatywnej, ma to powtórzyć na rozpoczętej wczoraj kilkudniowej konferencji programowej tego ugrupowania.
W zatrzymanie traktatu przez Czechy mało kto wierzy. – To bardzo nieprawdopodobny scenariusz. Wypowiedzi Klausa świadczą o tym, że wkrótce traktat podpisze – mówi „Rz” Lorraine Mullally z brytyjskiego instytutu Open Europe popierającego przeciwników Lizbony. Ale według niej torysi nie powinni składać broni. – Cameron powinien zorganizować referendum, w którym zapyta o możliwość zawieszenia brytyjskiej składki do budżetu UE, dopóki nie zostaną zreformowane wydatki – mówi. Brytyjczycy chcieliby jak najmniejszego budżetu, w tym ograniczenia finansowania rolnictwa i polityki spójności.
Zdaniem niektórych komentatorów Cameron, prawdopodobny nowy premier, tak naprawdę odetchnie z ulgą, jeśli Klaus podpisze traktat, zwalniając go tym samym z obowiązku organizowania referendum.
„Cameron odziedziczy skutki ciężkiej recesji gospodarczej, katastrofę w finansach publicznych i inne problemy, takie jak wojna w Afganistanie. Z pewnością ostatnia rzecz, jakiej chcieliby wtedy konserwatyści, to wielki spór z europejskimi sojusznikami o traktat o reformie instytucjonalnej Unii, którą Brytyjczycy się nie interesują” – pisze komentator „Financial Times”.