Imigrantkę z Afryki Północnej, mieszkającą obecnie w katalońskiej prowincji Tarragona, ktoś ponoć widział w Tortosie z obcym mężczyzną. Rodzina męża oskarżyła ją o zdradę małżeńską. Chociaż rzecz wydarzyła się nie w Afganistanie, Nigerii czy Somalii, ale w superliberalnej Hiszpanii rządzonej przez socjalistów, kobieta została porwana i uwięziona w opuszczonym gospodarstwie. Tam odbył się nad nią sąd – zgodnie z wszelkimi przykazaniami prawa koranicznego.
Samozwańczy sędziowie skazali ją na karę śmierci. Lokalna wspólnota muzułmańska nie oponowała: uznała wyrok za sprawiedliwy. Na krótko przed jego wykonaniem skazana zdołała uciec, wykorzystując moment nieuwagi katów.
Pobiegła prosto na posterunek autonomicznej policji katalońskiej Mossos d’Esquadra. Po jej zeznaniach zatrzymanych zostało dziewięć osób. Okazało się, że w niektórych miastach Tarragony (Reus, Valls) istnieją salafickie wspólnoty żyjące według reguł plemiennych, przeniesionych żywcem z Maghrebu. Nikt o tym nie wiedział, bo dotąd nie sprawiały kłopotów. Zatrzymani staną przed sądem pod zarzutem nielegalnego przetrzymywania, próby zabójstwa i stworzenia organizacji przestępczej. Śledztwo wykazało, że sędziami byli lokalni przywódcy islamscy, cieszący się wśród współwyznawców wielkim posłuchem.
„Gdzie była superminister równości?” – pytają oburzeni internauci. „Czyż nie wydajemy milionów euro na wykorzenianie seksistowskiej przemocy. A ta religia, całkowicie sprzeczna z naszą konstytucją, cieszy się coraz większym wsparciem w naszym kraju i coraz bardziej się rozprzestrzenia. Zdelegalizować islam”. „Dlaczego nie świętowaliśmy w tym roku 400-lecia wypędzenia Maurów?”.
Te anonimowe reakcje obrazują dylemat, przed którym staje rząd. Czy Przymierze Cywilizacji, wylansowane przez premiera José Zapatero w 2004 r., kilka miesięcy po krwawych zamachach islamskich terrorystów na madryckie pociągi, przekształci się w Zderzenie Cywilizacji? Przypadek z Tarragony pokazał, że integracja imigrantów w Hiszpanii jest iluzją.