Rada zarządza tzw. widocznym znakiem, czyli muzeum upamiętniającym przymusowe przesiedlenia Niemców i innych narodów w minionym stuleciu. Taki był jeden z warunków Eriki Steinbach, szefowej BdV, od których spełnienia uzależniła niedawno wycofanie swej kandydatury do rady fundacji.
Konsultacje na ten temat z przedstawicielami frakcji politycznych w Bundestagu prowadzi obecnie Bernd Neumann, sekretarz stanu ds. kultury. Mają zakończyć spór wewnątrz koalicji rządowej CDU/ CSU oraz FDP wywołany deklaracją Guida Westerwellego, iż zablokuje udział Steinbach w radzie ze względu na nadrzędny interes Niemiec, jakim są dobre relacje z Polską.
Misja Neumanna ma małe szanse powodzenia z powodu nieustępliwości szefowej BdV. Nadal domaga się ona od rządu, by zrezygnował z prawa weta w sprawie mianowania członków rady fundacji. Upiera się także, aby wyłączyć fundację spod kurateli Niemieckiego Muzeum Historycznego. Zdaniem FDP są to warunki nie do przyjęcia.
Przeciwko Steinbach wypowiedziały się ostatnio dwie organizacje niemieckich wypędzonych nienależące do BdV. – Nie rozumiem, dlaczego jesteśmy wyłączeni z udziału w pracach fundacji – mówi „Rz” Wolfgang Nitschke, szef Adalbertus-Werks, katolickiej organizacji wypędzonych związanych z Gdańskiem.
Podobnie argumentuje Adolf Ullmann z Ackermann – Gemeinde, katolickiej wspólnoty Niemców sudeckich. Jest przekonany, że propozycje Steinbach „nie są przemyślane” i nie może być mowy o wyłączeniu państwa z odpowiedzialności za kształt powstającego muzeum.