Wybory przeprowadzane są w 13 z 20 regionów i obejmują tereny zamieszkane w sumie przez 80 proc. Włochów. Ostateczne wyniki poznamy we wtorek. Z pewnością będą interpretowane jako cenzura wystawiona premierowi za niecałe dwa lata rządów. Kampania wyborcza nawet nie dotknęła problemów regionalnych. Lewicowa opozycja, jeśli pominąć rytualne wezwania do zmniejszenia podatków i zwiększenia wydatków z budżetu, wysunęła hasło: „trzeba odsunąć dyktatora od władzy”.
Na wiecach lewicy znów porównywano Berlusconiego z Mussolinim. Chodzi głównie o to, że premier i jego ekipa robią wszystko, by przedawniły się dwa toczące się przeciw niemu procesy o korupcję. Co więcej, do mediów przeciekły podsłuchy rozmów telefonicznych, w których Berlusconi domagał się od niezależnego organu kontroli mediów zdjęcia z anteny telewizji publicznej RAI nieprzychylnych mu programów publicystycznych.
Gdy się okazało, że w dwóch najważniejszych regionach, Lacjum (ze stolicą w Rzymie) i Lombardii (Mediolan), listy wyborcze jego partii nie spełniają warunków formalnych, rząd chciał ominąć przeszkodę, wydając specjalny dekret. Z mieszanym skutkiem. Mimo podpisania dekretu przez prezydenta, sąd odrzucił odwołania partii Berlusconiego w Lacjum, a przyjął w Lombardii. W odpowiedzi Berlusconi zarzucił wymiarowi sprawiedliwości udział w walce politycznej po stronie lewicy, opozycji – próbę zaszkodzenia wybrańcowi narodu kruczkami prawnymi, a telewizji publicznej, że stała się trybuną jego politycznych rywali.
W efekcie bardzo agresywnej i monotematycznej kampanii z obu stron można odnieść wrażenie, że rozstrzygają się losy rządu i parlamentu, podczas gdy chodzi wyłącznie o samorządy regionalne. Tylko jakaś nieprzewidywalna katastrofa mogłaby odsunąć Berlusconiego od władzy przed wygaśnięciem mandatu w 2013 roku. Co więcej, wszystko wskazuje na to, że po wyborach obie strony otrąbią zwycięstwo. W tej chwili w 11 z 13 regionów rządzi centrolewica i nie jest możliwe, by utrzymała ten stan posiadania. Ostatnie sondaże sprzed dwóch tygodni zapowiadały wynik 8:5 dla opozycji.
Sytuację komplikuje to, że do kampanii włączyła się Konferencja Episkopatu Włoch. Jej przewodniczący kard. Angelo Bagnasco tydzień temu napomniał wiernych, by głosując, zdawali sobie sprawę z „nienegocjowalnych wartości”, czyli ochrony życia od poczęcia po naturalną śmierć i małżeństwa jako związku kobiety z mężczyzną. Dopiero na tych wartościach można jego zdaniem budować inne. Odczytano to jako wsparcie centroprawicy.