Wydawana w Samarze gazeta „Wriemia” cytowała specjalistów z branży lotniczej. „Znów będą mówić o tym, że samolot się moralnie zestarzał. I nie patrząc na to, że dokładnie tak samo rozbijają się np. boeingi. Nawet jeśli to nie awaria urządzeń była powodem katastrofy, podnosi się szum” – mówił szef marketingu zakładów Awia Trend Andriej Kriukow. Według Kriukowa konsekwencje mogą być dwojakie: po pierwsze w Europie mogą zostać zakazane loty Tu-154, a po drugie z samolotów tych mogą zrezygnować nawet użytkownicy rosyjscy.
W biurze prasowym Awiakoru nie chciano komentować tych prognoz. – Trwają prace remontowe drugiego polskiego tupolewa, a nasze stanowisko w sprawie katastrofy przedstawione jest w oświadczeniu firmy – usłyszeliśmy.
A w oświadczeniu podkreśla się, iż o jakości maszyn typu Tu–154 w świadczy fakt, że „wyprodukowano ponad 35 samolotów w wersji specjalnej dla przewozu najważniejszych osób w Rosji, Etiopii, Czechach, Polsce, Słowacji, Bułgarii, Niemieckiej Republice Demokratycznej, Nikaragui, Ludowo–Demokratycznej Republice Jemenu i Azerbejdżanie”. Zaś naprawa maszyny, którą leciał prezydent Lech Kaczyński, została przeprowadzona prawidłowo – kapitalny remont wszystkich trzech silników oraz wnętrza. Tu-154M miał służyć przez jeszcze kolejnych kilka lat.
Awiakor wyprodukował łącznie (głównie w czasach radzieckich) 120 z ok. tysiąca ogółem powstałych Tu-154. W tym roku miał remontować sześć, a także dokonać przeglądu dalszych 12.
Ale cytowany przez „Wriemia” wiceprezes Izby Handlowo-Przemysłowej obwodu samarskiego Jurij Tichonow uważa, że katastrofa w Smoleńsku to „psychologiczny cios dla całego obwodu”. Prawda jest bowiem brutalna: Awiakor – w czasach ZSRR noszący nazwę Fabryka nr 18 – to zakłady żyjące głównie z samolotów, które odchodzą w przeszłość, paliwożernych i drogich w eksploatacji.