Od poniedziałku, gdy izraelscy komandosi zastrzelili dziewięciu pasażerów Flotylli Wolności – konwoju statków, który próbował przełamać blokadę Strefy Gazy – Izrael znalazł się w ogniu międzynarodowej krytyki. Według dziennika „Haarec” sprawiło to, że premier Beniamin Netanjahu „gotowy jest rozważyć” złagodzenie blokady morskiej tego palestyńskiego terytorium.
Owo „złagodzenie” ma polegać na tym, że statki handlowe będą przepuszczane do Strefy, ale tylko po dokładnej kontroli. Kontroli dokonywać mieliby Izraelczycy wraz z „międzynarodowymi obserwatorami”. W ten sposób Izrael byłby pewny, że do bojowników Hamasu nie będą docierały rakiety i karabiny, a palestyńska ludność cywilna otrzyma niezbędne do życia produkty.
Według „Haarec” to rozwiązanie to pomysł Waszyngtonu, który coraz mocniej naciska na Izrael. – Szukamy sposobu na zwiększenie pomocy humanitarnej dla Strefy, przy jednoczesnym zabezpieczeniu interesów Izraela w kwestii bezpieczeństwa – przyznała sekretarz stanu USA Hillary Clinton.
Tymczasem Izrael przedstawił pierwsze wyniki śledztwa. Według niego aktywiści ze statku „Mavi Marmara” próbowali wziąć trzech żołnierzy jako zakładników. Nieprzytomnych po ciosach w głowę wciągnęli pod pokład. Odstąpili jednak od tego planu, gdy pozostali komandosi szybko opanowali statek.
Izraelczycy twierdzą również, że Turcy oddali do nich strzały z pistoletów. I nie była to – jak wcześniej przypuszczano – broń odebrana komandosom. Na pokładzie znaleziono bowiem łuski, jakich izraelska armia nie używa. Broń miała potem zostać wyrzucona do morza. Według wojska w walkach brało udział około 50 wyszkolonych w walce wręcz islamskich fanatyków. Głównie Turków, ale byli wśród nich również Jemeńczyk i Erytrejczyk.