Gdy w piątek były premier Tony Blair odwiedził Kosowo, musiał doznać szoku. Ulice Prisztiny udekorowane brytyjskimi flagami. Wszędzie plakaty z jego wizerunkiem. Wielkie billboardy z napisem „Przyjaciel”. Zdjęcia uśmiechniętego Blaira przyjmującego kwiaty od albańskich dzieci. – Wszystkie przygotowania do wizyty naszego przyjaciela są zakończone – mówił rzecznik kosowskiego rządu Memli Krasniqi, podkreślając słowo „przyjaciel”.
Blair, dziś specjalny wysłannik UE ds. Bliskiego Wschodu, przyjechał odebrać tytuł doktora honoris causa prisztińskiego uniwersytetu i odznaczenie za zasługi dla Kosowa, które wręczył mu prezydent Fatmir Sejdiu. Z tej okazji na głównym placu Prisztiny specjalnie ustawiono czerwony podest. Na Blaira czekały tłumy. Gdy szedł na podium, tysiące Albańczyków skandowało jego imię.
– On jest częścią naszej historii, do dziś wszyscy go kochają. To on poparł nasz naród w momencie, gdy najbardziej tego potrzebowaliśmy. Pomógł nam w naszej drodze do niepodległości – mówi „Rz” kosowska dziennikarka Valentina Saracini. Albańczycy uwielbiają Blaira już od 11 lat, bo były brytyjski premier, razem z prezydentem USA Billem Clintonem, był głównym pomysłodawcą interwencji NATO w Jugosławii. Akcja przeprowadzona wiosną 1999 roku trwała 78 dni i zakończyła się bombardowaniem Serbii i wycofaniem jugosłowiańskich wojsk z Kosowa. Zdominowana przez Albańczyków serbska prowincja trafiła wtedy pod kontrolę ONZ. Jak się ocenia, w czasie wojny w 1999 roku ze swoich domów w Kosowie zostało wygnanych 800 tysięcy Albańczyków i ponad 150 tys. Serbów. Po interwencji NATO mogli wrócić.
– Cały czas jesteśmy im za to ogromnie wdzięczni. Dzięki nim od dwóch lat jesteśmy niepodległym krajem – mówi Saracini. Wdzięczność dla Blaira i Clintona była tak ogromna, że dziś w Kosowie można spotkać dzieci, które na cześć brytyjskiego i amerykańskiego przywódcy dostały ich imiona. Wiele z nich przybyło w piątek do Prisztiny, by osobiście uścisnąć dłoń prawdziwego Tony'ego Blaira. – Byliśmy tacy szczęśliwi, że przeżyliśmy wojnę i wreszcie jesteśmy wolni. Blair nas ocalił. Podał pomocną dłoń i przyniósł nam wolność. Dlatego chcieliśmy nazwać naszego syna jego imieniem – mówiła dziennikarzom matka chłopca, który nazywa się Tonibler Dajaku. Dziecko ma dziś dziewięć lat i mieszka w małej wiosce 65 kilometrów na zachód od Prisztiny. W piątek Tonibler również przyjechał do Prisztiny.
Ale w Kosowie są też chłopcy o imieniu Bill Clinton czy Klinton. – W 1996 roku każdy mówił o Clintonie, że jest dobrym człowiekiem i nam pomoże. Wtedy mój ojciec postanowił nadać mi takie imię – mówił cytowany przez portal Balkaninsight 14-letni Klinton Krasniqi.