W 2006 roku podczas tzw. drugiej wojny libańskiej na północny Izrael spadło 4 tys. rakiet. Gdy izraelskie myśliwce bombardowały Bejrut, bojownicy radykalnej szyickiej organizacji Hezbollah – która kontroluje południową część Libanu – wystrzeliwali rakiety w kierunku izraelskich miast i wiosek. Zabili 44 cywilów, a ponad 4 tysiące ranili.
Grupa 91 osób spośród rannych złożyła pozew w Nowym Jorku przeciwko telewizji al Dżazira. Według nich reporterzy katarskiej stacji notorycznie łamali zakaz izraelskiej cenzury wojskowej i nadawali relacje na żywo z miejscowości znajdujących się pod libańskim ostrzałem. Tym samym naprowadzali kolejne rakiety na cele.
– Al Dżazira stanowiła podporę rakietowej ofensywy Hezbollahu. Stacja pomagała terrorystom w namierzaniu i mordowaniu cywilów – powiedziała „Rz” prawniczka reprezentująca Izraelczyków Nitzana Darszan-Leitner. – Gdyby nie relacje al Dżaziry, które były uważnie analizowane przez Hezbollah, organizacja nie byłaby w stanie tak precyzyjnie ostrzeliwać izraelskich miast.
W imieniu swoich klientów Darszan-Leitner domaga się od katarskiej stacji 1,2 miliarda dolarów odszkodowania. I – według ekspertów – ma spore szanse na zwycięstwo. Izrael podczas wojny surowo zakazał dziennikarzom nadawania na żywo z miejsc, na które spadały pociski. Jak informuje dziennik „Haarec”, ekipy telewizyjne al Dżaziry notorycznie łamały ten zakaz. Kilkakrotnie ich reporterzy byli zatrzymywani przez żołnierzy. Zdarzały się również próby ataków na dziennikarzy podejmowane przez izraelskich cywilów oburzonych – ich zdaniem – stronniczym przedstawianiem wojny przez katarską stację.
– Wiem, że w Europie Zachodniej al Dżazira ma opinię obiektywnej telewizji, ale w Izraelu uważamy inaczej. To tuba propagandowa terrorystów, która sieje nienawiść do naszego państwa – powiedział „Rz” Meir Indor, szef izraelskiego stowarzyszenia ofiar terroryzmu. – Jeżeli rzeczywiście stacja posunęła się do współpracy z Hezbollahem, powinna być ukarana.