„Przekleństwem Węgier jest dziś zbyt popularny przywódca” – napisała Applebaum w „Washington Post”, zwracając uwagę na fakt, że w ostatnich wyborach Węgrzy zapewnili partii Fidesz Viktora Orbana dwie trzecie głosów w parlamencie. „Gdy autorzy amerykańskiej konstytucji przestrzegali przed »tyranią większości«, mogli byli mieć na myśli węgierskiego premiera Viktora Orbana” – podkreśla.
Głównym przedmiotem jej krytyki jest kontrowersyjna ustawa medialna, która ma wejść w życie 1 stycznia. „Celem tego prawa wydaje się kontrola nie tylko mediów węgierskich, ale w ogóle mediów dostępnych Węgrom poprzez Internet itd. – to zadanie (...) będzie wymagało w każdym razie stworzenia wielkiego systemu nadzoru i kontroli” – zauważa autorka „Gułagu”. Jak zaznacza, w ten sposób Orban „uknuł zemstę na dziennikarzach, którzy go nie popierali”.
Applebaum była niedawno wraz ze swym małżonkiem Radosławem Sikorskim na Węgrzech, gdzie odebrała Nagrodę Petofiego, przyznaną jej przez fundację muzeum „Dom Terroru”. Wśród opozycji pojawiły się głosy, że zapraszając znaną amerykańską komentatorkę, rząd Orbana chciał uzyskać legitymizację dla swej ustawy medialnej (pisaliśmy o tym we wtorkowej „Rz”).
Applebaum zaprzecza jednak tym zarzutom. – Data przyznania nagrody została wybrana w taki sposób, by pasowała mnie i muzeum, a nie rządowi – tłumaczy „Rz”.
W komentarzu na łamach „Washington Post” Applebaum zaznaczyła, że jeden z jej przyjaciół został zawieszony w obowiązkach służbowych w węgierskim radiu, ponieważ wystąpił przeciw ustawie medialnej. „Mówi, że zimna atmosfera ostatniego zebrania redakcyjnego była jak w (stalinowskich) latach 50. – z wyjątkiem tego, oczywiście, że było raczej śmiesznie, aniżeli strasznie, a potem nikogo nie torturowali” – pisze autorka „Gułagu”.