– Rano przyszło do mnie trzech kagiebistów, pokazali nakaz, że mój majątek zostaje zajęty – powiedział „Rz" Poczobut. – Chodziło o komputer, odtwarzacz DVD, które zabrali ze sobą, a także pralkę i rower treningowy, które zostawili – dodał.
Jak podkreślił, chodzi o to, że prezydent Łukaszenko jako pokrzywdzony może się domagać zadośćuczynienia – i te rzeczy zostały zabrane na poczet kary. – W KGB są już trzy moje komputery. Najwyraźniej chodzi o to, żebym nie mógł pracować. Jednym z kagiebistów był funkcjonariusz, który przeprowadzał wszystkie rewizje u mnie, więc doskonale wie, co mam – mówił nam polski działacz.
Andrzej Poczobut jest szefem Rady Naczelnej Związku Polaków na Białorusi i korespondentem „Gazety Wyborczej". Został oskarżony o czynny udział w opozycyjnej demonstracji w dzień wyborów prezydenckich 19 grudnia 2010 roku. On sam dowodzi, że był tam tylko jako dziennikarz. Sąd skazał go na grzywnę, a po apelacji prokuratury karę podwyższono do dwóch tygodni aresztu. W minionych latach kilkakrotnie był aresztowany, a jego mieszkanie poddawane rewizji.
Tym razem chodzi o osiem artykułów w „Gazecie Wyborczej", teksty publikowane na portalu „Biełorusskij Partizan" oraz we własnym blogu.
– Jest kilka przyczyn, dla których Poczobut ma kłopoty. Po pierwsze, władze – po opozycji, działaczach społecznych i obrońcach praw człowieka – zaatakowały dziennikarzy – powiedział „Rz" Walery Karbalewicz, białoruski politolog. – Po drugie, choć Poczobut nie ma wymaganej od dziennikarzy piszących dla zagranicznych mediów akredytacji MSZ, nie istnieje prawo, które pozwalałoby za to karać. Znaleziono więc sposób na jego ukaranie. I wreszcie po trzecie, Poczobut jest osobiście skonfliktowany z grodzieńskim KGB – dodał. Michaił Pastuchow, były sędzia białoruskiego Sądu Konstytucyjnego, podkreślił, że tego typu spraw było niewiele. – Redaktor naczelny „Pahoni" Mikoła Markiewicz i dziennikarz tego pisma Paweł Mażejka oskarżeni byli o pomówienie, a szef pisma „Raboczij" Wiktar Iwaszkiewicz o pomówienie i obrazę prezydenta. Jak będzie tym razem, zobaczymy – mówił „Rz", dodając, że zabranie komputera to na Białorusi rzecz normalna. – Władze chcą sprawdzić, czy z pomocą komputera nie przygotowywano „wrogich materiałów" – dodał Pastuchow.