83-letni Luis Posada Carriles, szczupły, starszy pan o gęstej siwej czuprynie, na pierwszy rzut oka nie wygląda na groźnego bojownika. Po bliższym przyjrzeniu się można jednak dostrzec liczne blizny po postrzałach. To pamiątka z zamachów na jego życie.
Według kubańskich i wenezuelskich władz Posada Carriles to bezwzględny terrorysta, którego akcje kosztowały życie wielu osób. Przez kilkadziesiąt lat ten weteran ruchu antykomunistycznego – znany wśród kubańskich kontrrewolucjonistów jako Bambi – działał na rzecz obalenia komunistycznego reżimu na Kubie i powstrzymania rosnącego znaczenia lewicowych ugrupowań w Ameryce Łacińskiej.
Dla kubańskich służb bezpieczeństwa Carriles to wróg numer jeden. Jest oskarżony m.in. o zorganizowanie w 1997 roku zamachów bombowych na hotele w Hawanie, w których zginął włoski biznesmen. Między innymi tej sprawy dotyczył zakończony w weekend proces w Teksasie. Carriles został oskarżony o to, że w 2005 roku nielegalnie dostał się na teren USA i okłamał urzędników imigracyjnych w sprawie swojego udziału w zamachach na Kubie (deklarując, że nie miał z nimi nic wspólnego). Ława przysięgłych całkowicie oczyściła go jednak z tych zarzutów.
Na reakcję lewicowych rządów nie trzeba było długo czekać. Kubańczycy już stwierdzili, że taki wyrok to „haniebna farsa", a Wenezuelczycy wyrazili oburzenie faktem, że USA „chronią terrorystę". Rząd w Caracas zapowiedział też, że ponowi wniosek o ekstradycję Posady Carrilesa w związku z jego udziałem w w zamachu na kubański samolot w 1973 roku. Do eksplozji maszyny, na której pokładzie znajdowały się 73 osoby, doszło bowiem nad terytorium Wenezueli. Zamachu nikt nie przeżył.
W przebraniu księdza
Amerykański rząd w przeszłości odmawiał jednak wydania Luisa Posady Carrilesa, tłumacząc, że gdyby trafił w ręce Kubańczyków lub Wenezuelczyków, to mógłby zostać poddany torturom. Takiego scenariusza nie można rzeczywiście wykluczyć, zwłaszcza że starszy pan ma sporą wiedzę o służbach specjalnych i amerykańskich działaniach przeciwko komunistycznym reżimom.