Według wielu obserwatorów amerykański prezydent najchętniej kryje się za plecami Francuzów i Brytyjczyków. Wprawdzie zarzut ukrywania się za plecami innych brzmi niemalże jak obraza naczelnego wodza armii Stanów Zjednoczonych, to jednak w tym przypadku o oddawaniu przez Amerykę wiodącej roli innym państwom mówi głośno nie opozycja, ale sam prezydent i jego ludzie.

Barack Obama – który jako student protestował m.in. przeciw apartheidowi w RPA – postępuje bowiem tak, jakby za punkt honoru postawił sobie, aby nie przewodzić światu, ale pokornie podążać śladami innych, nie narzucając np. bliskowschodnim nacjom woli Zachodu. Możliwe też, że prezydent USA, który wyjątkowo sprawnie radzi sobie w wygłaszaniu świetnych retorycznie przemówień, jest po prostu o wiele słabszy w kwestii podejmowania ważnych decyzji.

Na brak zdecydowania i doświadczenia w sprawowaniu rządów charyzmatycznego amerykańskiego przywódcy już kilkanaście miesięcy temu zwrócił uwagę prezydent Francji Nicolas Sarkozy. Amerykańscy publicyści, przypatrując się działaniom Białego Domu w odpowiedzi na arabskie rewolucje, od kilku tygodni bezskutecznie próbują zdefiniować doktrynę Obamy.

Czytaj w tygodniku "Uważam Rze" oraz na uwazamrze.pl