W sparaliżowanej korkami Moskwie kogut zwany tu migałką to przedmiot pożądania, a zarazem drażniący zwykłych Rosjan symbol nierówności. Autami z migałkami mkną głównie nie politycy czy oficerowie służb, ale armia urzędników, bogaczy i wszystkich, którzy w jakiś sposób załatwili sobie prawo do specsygnału.
Działacze zwalczającego ten system ruchu „niebieskich wiaderek" (nazwa od dziecięcych kubełków w tym kolorze, które przyklejają na dachy swych samochodów, parodiując prawdziwe koguty) wyśledzili, że migałkę ma i chętnie jej używa Nikita Michałkow, światowej sławy rosyjski reżyser i aktor, szef Związku Filmowców Rosji. Piewca patriotyzmu, caratu i dawnej Rusi, zwolennik Władimira Putina, który ostatnio zasłynął m.in. stwierdzeniem, że trzęsienie ziemi w Japonii to boża kara dla ludzkości.
Media zaczęły apelować do reżysera, żeby migałkę oddał. No bo jakże – symbolem kasty oligarchów i czynowników posługuje się Michałkow – sumienie Rosji? Ale Nikita Siergiejewicz powiedział krytykom: „ch... z wami".
– Pokażę wam pozwolenie na migałkę, a wy napiszecie, że podrobione! Nie, k.... a, na ch...! – wykrzyczał w marcu reżyser dziennikarzom. I dodał, że jeśli chcą zobaczyć jego pozwolenie, to: „Przeistoczcie się w drogówkę, zatrzymajcie mnie, wtedy mój szofer wam pokaże, i będziecie musieli mnie zostawić, i tylko będziecie tęsknie odprowadzać mnie, k... a, wzrokiem!".
Szybko się dowiedzieli, że Michałkow dysponuje specsygnałem jako przewodniczący społecznej rady przy Ministerstwie Obrony. Aż tu nagle w poniedziałek okazało się, że Michałkow nie ma już migałki. Resortowi ścięto limit specsygnałów i jedną z ofiar stał się reżyser.