Korespondencja z Waszyngtonu
W korytarzach Kremla powiało zimnowojenną atmosferą, gdy na wody Morza Czarnego wpłynął USS „Monterey". Bierze on udział w dorocznych manewrach „Sea Breeze". Do 18 czerwca kilkunastu sojuszników USA ma przećwiczyć międzynarodową operację pokojową. Rosjan nie oburzają same ćwiczenia, ale uzbrojenie, jakie znajduje się na amerykańskim okręcie wyposażonym m.in. w nowoczesny system AEGIS oraz rakiety przechwytujące SM-3.
„Wielokrotnie podkreślaliśmy, że nie pozostawimy bez uwagi żadnych elementów strategicznej infrastruktury USA w bezpośredniej bliskości naszych granic i będziemy traktować takie kroki jako zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa" – oświadczyło rosyjskie MSZ. Władze w Moskwie sądzą, że Amerykanie pod przykrywką ćwiczeń próbują po cichu rozmieścić w pobliżu rosyjskich granic elementy tarczy antyrakietowej. – Jeśli to rutynowa obecność, to dlaczego wybrano właśnie okręt z tego typu uzbrojeniem, aby wpłynął w ten niezwykle wrażliwy rejon? – pytali przedstawiciele Rosji, żądając od USA wyjaśnień na temat roli USS „Monterey" w manewrach „Sea Breeze".
– To oświadczenie jest spójne z przedstawianym wcześniej punktem widzenia Rosji, która chciałaby kontynuować zimnowojenną politykę nuklearną wobec USA, bazującą na wrażliwości obu krajów na groźbę ataku atomowego – mówi „Rz" Baker Spring, ekspert ds. tarczy z Fundacji Heritage.
Władz na Kremlu nie uspokajają oświadczenia Amerykanów, którzy podkreślają, że tarcza nie jest w „żadnym stopniu skierowana przeciwko Rosji". Prezydent Dmitrij Miedwiediew zapowiedział niedawno, że jeśli tarcza powstanie bez współpracy z Rosją, to Moskwa wycofa się z podpisanego układu rozbrojeniowego START. – To byłby bardzo zły scenariusz. To byłby scenariusz, który pchnąłby nas z powrotem w erę zimnej wojny – ostrzegał Miedwiediew. Negocjatorom z Rosji i NATO ciągle nie udało się nawet zbliżyć do kompromisu w sprawie tarczy.