Około godziny 11 lokalnego czasu do budynku ONZ w dyplomatycznej dzielnicy Abudży zbliżył się samochód. Przejechał przez bramę wejściową i rozpędzony wbił się w ścianę budynku. Rozległa się potężna eksplozja. Z pięciopiętrowego budynku wyleciały wszystkie szyby. Tam, gdzie znajdowała się recepcja, pojawiła się olbrzymia dziura. Nad budynkiem unosił się gęsty, czarny dym.
Ile osób zginęło, nie wiadomo. Służby ratownicze mówiły o 18 zabitych, zastrzegły jednak, że liczba ofiar może wzrosnąć. Co najmniej 40 osób zostało rannych. Nie ma na razie informacji, żeby w zamachu ucierpieli cudzoziemcy.
W gmachu, w który wjechał samochód-pułapka, swoją siedzibę miało 16 agend ONZ. W chwili ataku znajdowało się w nim ponad 400 osób. Wiele z nich zostało uwięzionych na górnych piętrach. – Wszędzie leżały ciała. Boże, tylu ludzi zginęło – mówił zszokowany pracownik funduszu ONZ na rzecz dzieci (UNICEF) Michael Ofilaje, który był świadkiem wybuchu.
Służby ratownicze do późnego wieczora usiłowały za pomocą dźwigów usunąć gruz, poszukując uwięzionych pod nim ludzi.
Do znachu przyznała się sekta Boko Haram (oznacza to w lokalnym dialekcie „zachodnia edukacja jest grzeszna"). Mężczyzna podający się za jej rzecznika oświadczył agencji AFP, że ONZ „zawsze stanowiła jeden z naszych głównych celów".