Być może gdyby zdołano przeforsować traktat konstytucyjny szybciej, sytuacja rozwinęłaby się inaczej, co zresztą niekoniecznie znaczy, że lepiej. Ale długotrwałość starań o narzucenie państwom wspólnoty eurokonstytucji sprawiła, że – jak to często w historii bywa – nowe prawo weszło w życie już martwe. Idea europejskiego tygla narodów, w którym wytworzy się europejskie społeczeństwo połączone wspólnotą rozumianych na specyficznie europejski sposób praw obywatelskich pod wspólną europejską władzą niepostrzeżenie odłożona została do lamusa historii, trudno nawet powiedzieć, przez kogo najpierw – przez oligarchie i grupy interesów państw narodowych czy przez masy wyborców kierujące się podczas decyzji narodowymi egoizmami,  a nie postulowanym interesem wspólnoty. Gospodarcza niewydolność Europy, obok jej niewydolności demograficznej, miała tu w każdym razie znaczenie decydujące. A kryzys walutowy sprawił, że przestało być możliwe dalsze udawanie.

Nieco upraszczając, można rzec: spełnia się przepowiednia eurosceptyków, że socjalizm europejski skończy się z tych samych przyczyn, co socjalizm radziecki. Zabija go brak innowacyjności, sprawiający, że Stary Kontynent nie jest w stanie dotrzymać kroku już nie tylko Ameryce i wschodniej Azji, ale także Ameryce Południowej. I tak samo jak my doświadczyliśmy tego w końcówce rządów Gierka, załamuje się wiara, że da się temu zaradzić pożyczkami.

Czytaj w tygodniku "Uważam Rze" oraz na uwazamrze.pl