To była nieoczekiwana reakcja na ogłoszoną w zeszłym tygodniu decyzję PGE o zawieszeniu udziału w projekcie. Prezydent Litwy, która kilka dni temu nie widziała w tym nic złego, wczoraj w telewizji TV3 powiedziała, że oświadczenie spółki oznacza, że Polska „komercjalizuje swoją politykę zagraniczną i woli partnerstwo z Rosją od partnerstwa z Litwą".
Na te słowa tak zareagowało MSZ w Warszawie: – Polskim spółkom dały do myślenia losy inwestycji PKN Orlen, która w 2006 r. przejęła pakiet kontrolny rafinerii w Możejkach, a później najpierw Rosjanie przestali dostarczać tam ropę, a potem litewskie koleje rozebrały tory na trasie umożliwiającej krótszy i tańszy transport paliw z Możejek – mówił rzecznik MSZ Marcin Bosacki, dodając, że stosunek litewskich instytucji do polskiej inwestycji „trudno było określić jako przyjazny".
– Nie rozumiem, dlaczego pani prezydent tak gwałtownie zareagowała na decyzję PGE – przyznaje w rozmowie z „Rz" Petras Auštrevicius, wiceprzewodniczący komisji ds. UE w litewskim Sejmie. – Musimy spokojniej reagować na takie decyzje, bo przecież nie zawsze odzwierciedlają one stanowisko władz.
Tymczasem, jak dowiedziała się „Rz" ze źródeł rządowych, PGE tylko teoretycznie może działać niezależnie od rządu, który jest właścicielem spółki. – W praktyce tak się jeszcze nie stało – twierdzi nasz rozmówca, sugerując, że na wycofaniu się PGE z Litwy mogło rządowi zależeć.
– Nie komentujemy naszej decyzji ani słów pani prezydent – powiedział „Rz" rzecznik PGE Łukasz Witkowski.