Takiego spotkania nie było na Bliskim Wschodzie nigdy. Marc Schneier, jeden z czołowych żydowskich duchownych i jednocześnie wiceprezes Światowego Kongresu Żydów, spotkał się w Bahrajnie z tamtejszym monarchą. Był to pierwszy przypadek w historii, gdy rabin przekroczył bramę pałacu w Manamie. Audiencja trwała 45 minut, po jej zakończeniu obaj panowie sfotografowali się z menorą, którą Marc Schneier podarował arabskiemu królowi.
– Nasze dwie społeczności powinny się pojednać. Jako kuzyni Żydzi i Arabowie powinni budować mosty – powiedział król Hamad ibn Isa al Chalifa. Jako przykład idealnego współżycia podał swoje własne królestwo, w którym od lat zgodnie żyją muzułmanie i niewielka społeczność żydowska.
Liczy ona wprawdzie niespełna 50 osób – na 1,2 miliona mieszkańców – ale jej przedstawiciele piastują wysokie państwowe stanowiska. Jedna z nich, pani Huda Ezra Ebrahim Nonoo, od 2008 roku sprawuje funkcję ambasadora Bahrajnu w USA. Inna, Nancy Chadhori, zasiada w 40-osobowym Senacie. Żydzi przybyli do Bahrajnu około 100 lat temu z Iraku. Mają w Manamie znakomicie zachowany cmentarz, tuż obok cmentarza chrześcijańskiego.
Po 1948 roku, gdy powstał Izrael i w całym świecie arabskim doszło do antyżydowskich wystąpień, żadnemu Bahrajńczykowi wyznania mojżeszowego nie spadł włos z głowy.
– Nasz kraj jest oazą bezpieczeństwa. A islam religią tolerancji – mówił król. – Cały świat arabski powinien brać przykład z Bahrajnu – wtórował mu rabin Schneier.